Menu Zamknij

Jesienne rodzinne wyprawy

 

 

   Pierwsza sobota września zapowiadała się bardzo ciekawie, gdyż poprzedniego dnia rodzice zaproponowali nam wypad do lasu. Uwielbiamy zapach świeżego, leśnego powietrza, toteż nic dziwnego, że na naszych ustach pojawił się niepohamowany uśmiech. Mama z tatą lubują się w spacerach i nierzadko wybierają się na grzybobranie. Coroczne zajęcie nadzwyczaj nas pochłania i czekamy na nie do kolejnej jesieni. Po dłuższej rozmowie cała familia przyklasnęła pomysłowi i zaczęła przygotowywać się do podróży.

 

 

 

   Brzask słońca rozświetlał sufit naszego pokoju, kiedy szybko ubieraliśmy się w dres. Zależało nam na czasie, ponieważ chcieliśmy jak najdłużej przebywać między drzewami w poszukiwaniu jadalnych grzybów. Podróż nie była uciążliwa, przeto rozradowani i wypoczęci stanęliśmy na skraju lasu. Zawżdy wydawało się nam, iż to niebezpieczna dżungla, ale szybko oswajaliśmy się z wysokimi pniami i zielenią wokół nich.

 

   Niepotrzebne rzeczy zostawiliśmy w samochodzie, ale nie zapomnieliśmy o Reksie, który towarzyszył nam, biegając raz w jedną, a raz w drugą stronę, a czasami wokół samego siebie. Mógł sobie poszczekać do woli i obwąchiwać wszystko dookoła. Robił, co tylko przyszło mu do głowy. Zajął się nawet wystającymi korzeniami drzew. Uważaliśmy jednak, by nie spróbował żadnego grzyba, jadalne bowiem były nam potrzebne, a niejadalne mogłyby mu jedynie zaszkodzić.

 

   Mój młodszy braciszek pilnie patrzył pod nogi, zamierzał być pierwszym, który znajdzie jadalnego grzyba. Mnie jednak kusiły czarne, dojrzałe jeżyny i czerwone borówki. Starszy brat ubóstwiał woń sosny, toteż wykorzystywał każdą chwilę na powolne, a zarazem głębokie wdechy.

 

   Po trzech godzinach znaleźliśmy się przy aucie, gdzie zajadaliśmy się drugim śniadaniem. Później wybraliśmy się po grzyby jeszcze raz. Wróciwszy do pojazdu, zaczęliśmy skrupulatnie liczyć to, co uzbieraliśmy. Rodzice dokładnie przejrzeli wszystkie uzbierane dary lasu i pośród tych w moim koszyku dostrzegli jednego „szatana”, więc musiałem go wyrzucić.

 

 

   Nie mieliśmy zbyt wiele grzybów. Tata jakby trochę z trudem i ociupinę ze smutkiem stwierdził, iż jutro na obiad będzie rosół, a nie grzybowa. Cóż, ja się cieszę, albowiem to moja ulubiona zupa.

 

Translate »