Gdy tylko nasz praprzodek zaczął swoją przygodę z obserwacją świata i z rozumnym tłumaczeniem zjawisk, dużo czasu poświęcił na modyfikowanie środowiska wedle własnego widzimisię. Czyni to także dzisiaj. Sukcesywne tworzenie następujących po sobie wynalazków wskazywało na znamienne momenty w historii istoty ludzkiej.
Wraz z erą telewizji i komputera nastał okres zabaw. Wprawdzie z początku elektroniczna maszyna cyfrowa nie służyła do gier, a internet był wtenczas uporządkowanym tworem. Nawiasem mówiąc, był stworzony przez naukowców dla wojska. Zrazu ludzkość przestrzegała netykiety, która obowiązuje do dzisiaj. Epoka nieprzerwanych zmian, zintensyfikowanie postępu i popularyzowania najnowszej techniki, nie zawżdy powstałej z potrzeb odbiorców, zwykle już z chęci zysku poniektórych, zmieniła całokształt naszego świata społecznego, jak również nasze postrzeganie. Potocznie zwany netem, współczesny internet to jak Dziki Zachód w Ameryce. Zupełna dezorganizacja. Jeszcze w latach 90. uznawany był za potajemną część życia naukowców, a tak nagle wkroczył do naszego życia, znacznie je zmieniając. Swego czasu ten środek komunikacji był dostępny jeno dla wybranych. Komputerowcy pracowali nad tym, aby komputer dziś mógł obecny w prawie każdej dziedzinie człowieczej aktywności: od internetowych zakupów po sferę intymności, od magazynowania danych po konspirowanie, choć z pewnością przyświecały im te zacne, a nie nieprzyzwoite cele. Posługiwać się nim do kontaktowania się z przyjaciółmi i wspólnikami, wyszukujemy najlepsze pomysły, ceny i oferty, gromadzimy i dzielimy się danymi, poznajemy też nowych ludzi. Łatwiej potrafimy też spiskować, męczyć psychicznie i wylewać swoje żale, a nawet – używać dzieła naukowców do celów pełnych chuci. Dotychczasowe przymioty życia i technologie zaczynają tracić na znaczeniu i nieistotne czy komputer zastępuje je w pełni, czy tylko częściowo. Wspólnie z upływem czasu sieć pełni w naszym życiu coraz to większą rolę, ale przez to także staje się przyczyną pytań o to, co będzie, jeśli albo zostanie niewłaściwie wykorzystany, albo nagle przestanie istnieć. Jest on globalną kwestią, rozrasta się bowiem na cały świat niczym chciany wirus. Co będzie, jeśli bez niego nie będziemy umieć już żyć? Czy przyjaźń i miłość w sieci to prawda, czy może jednak fałsz?
W pierwszej kolejności powinniśmy rozważyć, czy generalnie należałoby szukać przyjaźni w sieci. W celu zastanowienia się nad tym należy przyjrzeć się już tym związanym siecią, ponieważ internetowa mania była tak gwałtowna i nieprzewidywalna, że nie zdołaliśmy się pod każdym względem przyjrzeć temu nowemu sposobowi komunikacji, a na pewno zbyt szybko przyzwyczajeni, nie zrobiliśmy tego z odpowiednią rezerwą. Być może sprawa ta budzi czyjeś wątpliwości, jako że taka internetowa populacja może wywierać na nas potężne oddziaływanie bez naszej wiedzy, przede wszystkim na nasze podejście do wszystkiego, co stare i nowe, a co za tym idzie na nasze zachowanie. Rzeczywistość wirtualna to centrum cech cnotliwych i tych, wcześniej skrywanych w myślach. Dlatego też zachowujemy się w niej dziwnie. Jednego razu ma na nas korzystną influencję, za drugim razem stajemy się przeciwieństwem osoby, którą jesteśmy w realnym świecie. W szeregu przypadków ubolewamy, że daliśmy się zatracić. Ktoś niemający styczności z wirtualnością, najczęściej wiedzę o niej zdobywa za sprawą mediów. Wobec tego przypuszczalnie ustali, że pełno w niej wielu psychopatów, ludzi ukazujących przedziwne preferencje, podjudzających innych do niemoralnego sposobu bycia i skłaniających się ku przestępczym czynom. Toteż stwierdza, iż naturalna osoba musi z wielką ostrożnością włączać się w tak osobliwy świat zważając na wszelkie niebezpieczeństwa czyhające za każdym kliknięciem. Nieznaczne zaburzenie osobowości człowieczej potrafią ulegać zmianie na lepsze pod wpływem społeczności, w której przebywa. Na nieszczęście ludzkie zbiorowość z odchyłami także potrafi wpływać na jednostki, także te obeznane z życiem i z ułożoną osobowością. W następstwie tego procesu osobnik, na którego próbuje się negatywnie wpłynąć albo odchodzi od takiej grupy, albo pozostaje poprzez zmianę własnego charakteru. Jednakże zagrożeniem nie są tylko osobnicy, z którymi się spotkamy via internet. Inne ryzyko wiąże się z wyczuciem bezkarności, chociaż jest to tylko złudne uczucie. Internautom wydaje się, że są anonimowy, tymczasem nierzadko śledzeni przez rynek, rozpoczynając od tego, co wpisują do przeglądarki, skończywszy na tym, z kim się kontaktują i co kupują przez sieć. Zatem maska pozostaje niebezpieczną iluzją użytkowników komputerów. Złudzenie w kwestii incognito przyczynia się jednak do tworzenia nowego siebie i udawania, że jest się kimś, kim w rzeczywistości się nie jest. Skoro nikt nas nie zna, nikt nas nie widzi przy komputerze, to możemy pokazać siebie z innej strony i myślimy, że możemy robić, co tylko nam się żywnie podoba. Choć to ułudne, to jednak kusi, zresztą nie tylko nieletnich. Ilu z nas nie czuje się wtedy jak aktor na scenie teatralnej. Oczywiście pomijamy to, że nie odczuwamy stresu, gdyż brak nam siedzącej naprzeciwko widowni. Uwypukla się istnienieobserwacji ludzi i wysokiej klasy społecznej, którakształtuje życie społeczne zwykłych obywateli. Kultura i przekazy np. filmy są jak wzórzachowań, które z jakiegoś powodu potrzebują wdrożyć w nasze życie. Monitoring społeczeństwasprawia możliwym utrzymaniehierarchiii ładu we wszystkich zbiorowościach. Tymczasem winternecie, sankcje takie są niewłaściwe, gdyż internet z założenia miał być miejscem, na którym wszyscy powinniśmy samizmieniać się na lepsze, nie na gorsze.System nagród i kar na nic się tu zda, gdyż sieci nie da się do końca opanować. Stale powstają w necienowe sieci, do których dostęp mają nieliczni. Nie zmienia to faktu, że nie zmieni to rozpowszechniania się tego, co niewłaściwe. W zamkniętym gronie, tacy ludzie mogą dokonać więcej. Przetowskazane jest, by byli dostrzegalni przez resztę, tylko tak bowiem mamy szansę krzyżować im plany.Czy jednak układy w takiej sieci można nazwać przyjaźnią?
Gwoli utworzenia dla siebie szansy na wyjaśnienie zagadki przyjaźni w świecie nierzeczywistym, w pierwszej kolejności definiuję, czym w ogóle jest to uczucie. To niematerialne, budzące emocje odniesienie się do siebie nawzajem co najmniej dwojga ludzi. Podpiera się skojarzonymi doznaniami, obustronną życzliwością i tkliwością, szczerością i zaufaniem. ,,Wykreślić ze świata przyjaźń… to jakby zgasić słońce na niebie, gdyż niczym lepszym ani piękniejszym, nie obdarzyli nas bogowie” – Cyceron. Koleżeństwo i miłość wnosi w nasze życie kolosalne zmiany. To silniejsze od pozostałych ludzkich relacji, gdyż przyciągają się osoby genetycznie podobne do siebie. Doprawdy sposób, w jaki prezentuje się przyjaźń, nie ma żadnego sensu? Czy ujrzeć ją sposób tak w urzeczywistnionym, jak i nierealnym świecie, i to mimo różności z tego wynikających? Jeśli tak, to czy liczba przypuszczeń i hipotez, które należy przyjąć za możliwe, aby była trwała czyni ją najtrudniejszą ze stosunków międzyludzkich? W XXI wieku napotykamy na coraz to większe grupy osób, które poznają siebie dzięki nowomodnej technologii. Komunikatory typu gadu-gadu, protokół Jabber, Skype lub irc, portale społecznościowe jak Nasza Klasa, Facebook i zrzeszenia internetowe pomagają odnawiać nie tylko stare znajomości, ale zawierać nowe, a nawet kierować nas na ścieżkę przyjaźni. Nie jest to tylko przesył werbalny, ale także wymiana zdań na temat zainteresowań i wspólne spędzanie czasu w sieci. Za sprawą ulepszeń uniwersalnej sieci możemy podtrzymywać kontakt poglądowy, np. przez kamerkę. Wszystko to powoduje, że więzi internautów, którzy są oddaleni od siebie o setki kilometrów, w ogóle są możliwe. Nadal jednak nie jestem pewna, czy przyjaźń tylko wirtualna naprawdę istnieje, a jeśli tak, to czy jest długookresowa.
Wartą uwagi sprawą jest fakt istnienia przywar wszelkiej przyjaźni. Nie ma przecież niczego, co miałoby jedynie same pozytywy. Złe strony wiążą się z jednostkami ludzkimi tworzącymi zależności przyjacielskie, zwykle neurotycznymi, które nie zdołały jeszcze unieważnić we wcześniejszym okresie życia kłopotu separacyjnego związanego z rodzicami, popadającymi w skrajności, albowiem nadal brną w związki toksyczne lub nadmiernie się separujących, grymaśnych i niegotowych do dłuższego partnerskiego współdziałania i koegzystencji. Dla problemów w związkach towarzyskich, a także miłosnych, osób niemających poukładanych granic swojego „ja” typowy jest model: gnębiciel, ofiara i wybawca. Funkcje takie, w świecie ludzkim, odgrywane są najczęściej nieświadomie, chociaż przyczyniają się do zadawania rań sobie i tym, na którym nam zależy. Dojrzała istota ludzka jest także prawdziwym przyjacielem, pomaga bowiem, nie wikłając się w rolę ratownika, nie obawia się egzekwować, a nawet wymagać, nie stając się przy tym prześladowcą. Aczkolwiek należy zaznaczyć, że nie ma problemu ze zasygnalizowaniem naruszenia swoich praw przez daną osobę i nie boi się zwrócić o sukurs, nie budując swojego wizerunku w charakterze ofiary. Niestety, tak zbudowana przyjaźń czy miłość jest jak biały kruk nie tylko w świecie rzeczywistym, ale także i wirtualnym. Naszej cywilizacji brakuje uczenia się umiejętności związanych z samym życiem i funkcjonowania z innymi. Oczywiście stopniowo to się zmienia, co nie oznacza, że jest już dobrze. Tak też populacja nie jest właściwie odgrodzona od tego, co nie w porządku a wyniesione z rodzinnego domu, przez co niemało ludzi uważa się za winnych, odpowiedzialnych za samopoczucie pozostałych. Jednostka nieskażona już tymi kłopotami nie bierze na swój kark wszelkie nieudane sprawy bliskiej osoby, za to pozostaje zdolna do współodczuwania i wzajemnego zrozumienia, zdecydowana w rozsądny sposób uczestniczyć w kwestiach przekraczających jej własną osobę. Jak to się odnosi do stosunków ludzi w nowym świecie stworzonym przez naukowców?
Sieć zdominowana jest przez mniemanie, że najlepsza jest naturalność, czyli „bycie sobą”, gdyż nikt nie chce poznawać oszusta. To najistotniejsze zasady szukających własnej tożsamości młodocianych. Wszakże, aby być sobą, należy uprzednio dojrzeć. Rozwój osobowości opierać się na przeistoczeniu się w siebie w pełniejszym wymiarze, a w tym pomagają przede wszystkim: natura i stosunki międzyludzkie zawierane także przez sieć. Jeżeli nawiązujemy przyjazne kontakty bez względu gdzie, ale w dobrych intencjach i dajemy z siebie wiele, z reguły daje to pożądane efekty. Siedząc przed mózgiem elektronowym, jesteśmy bardziej pewni siebie, bez uprzedzeń i może właśnie z tego powodu bez trudu uzyskujemy fenomenalne, zamierzone wpierw cele. Zdyscyplinowane myślenie w każdej przyjaźni jest potrzebne, także tej irracjonalnej. Czy jednak ogólnie jest łatwo nawiązać i podtrzymywać kontakty z tymi, których nie widzimy w rzeczywistym świecie?
Łatwiej pozbywamy się nieśmiałości, uczymy się asertywności, czerpiemy niebywałą przyjemność z zaangażowania drugiej osoby w kontakt z nami w sieci, co przekłada się na lepszą ocenę samego siebie, której nam na co dzień brakuje. Czasami się przeceniamy, czasami dopiero uświadamiamy sobie własną wartość. Niemniej jednak, splątani siecią czujemy się nierzadko lepiej tam, niż tutaj, w szarej rzeczywistości. Świadczyć o tym może trwały przyrost jej eksploatatorów szukających za jej pośrednictwem towarzystwa.
Kardynalnymi antynomiami zarządzającymi związkami uczuciowymi on-line są: dystans i bezceremonialność, zwięzła i bogata komunikacja, rzekoma anonimowość oraz otwartość, szczerość i oszukiwanie, a także wytrwałość i nieciągłość. Wszystkie one przy znacznym zaangażowaniu psychicznym umożliwiają wytworzenie tzw. bliskiej więzi na odległość. W innowacyjnym, stworzonym przez techników miejscu, liczy się swojskość, nie magnetyzm chociażby Aleksandra Fredro. Wysławianie się podobnym językiem, zrozumiałość przekazu, który pojawia się między jednostkami, podobne zajęcia, preferowany podobny rodzaj muzyki i jej jakości – to wszystko przyciąga ludzi i powoduje dobre stosunki między nimi. I, mimo że jedność jest wspaniała i najważniejsza, to komplementarność również jest niezbędna. Ostatecznie każdy chce być indywiduum, którego nie da się zastąpić. Dodatkowo badania w Stanford University wykazały, że osoby śmiałe, dominujące w towarzystwie internautów przyciągają uległe i odwrotnie, te nieśmiałe szukają tych, którzy są ich przeciwnościami. Wstręt do tego, który traci do nas sympatię, jest bardziej skrajna niż ta do odwiecznego wroga. W necie sprawa profitów przyjaźni wygląda o tyle gorzej, że prościej zmienia się partnerów interakcji, a ludzie przypuszczalnie nie dają sobie na tyle czasu i okazji, by mieć możliwość przeżycia psychicznego dobrodziejstwa. Bliskość, a co za tym idzie znajomość przekłada się na coś, co można określić jako częstotliwość krzyżowania dróg. Mowa tutaj o czymś innym, niż tylko o bliskości fizycznej, czy odległości geograficznej, która stanowi definicję bliskości w prawdziwym żywocie. Odzwierciedla ona częstość, z jaką spotykamy się z innym człowiekiem w sieci, czasami jest to nawet bezpośredni wyraz myślenia o nim. Atutem takiej przyjaźni jest to, że nasz przyjaciel może znajdować się na „krańcu świata”. Nie da się przejść obojętnie wobec tematu osób, które zwykle jedynie obserwują i tylko od czasu do czasu wyślą jakąś wiadomość prywatną lub oficjalną. One z pewnością mniej nawiązują kontaktów z innymi, przeto nie wystarczy tylko się zarejestrować, powinno się także udowodnić sobie i innym, że się do tej grupy należy.
W sztucznie stworzonym otoczeniu, z początku jesteśmy znaczniej wyrozumiali i szybciej się dostrajamy do siebie. To tak, jakbyśmy wiedzieli, że nie wszystko da się przekazać „via net”. Z czasem nawiązujemy kontakt, dialogi i wpływamy na siebie, chcąc nierzadko coraz więcej. Po pewnym czasie bywa, że mamy zbyt niemożliwe do spełnienia oczekiwania. W realu łatwiej rozwiązujemy te trudności, ustalamy, sprawdzamy czy dobrze się rozumiemy i robimy pomost w przyszłość. Przy komputerze przeszkodę stanowi nawet bariera językowa, niezrozumiałość, inne możliwe interpretacje słowa pisanego. W gąszczu miejsc przez, które można się spotkać, natykamy się na wiele osób z takimi oczekiwaniami nierealistycznymi. Niestety, często to się okazuje już po dłuższej znajomości. Uważają, że przyjaciel zawsze powinien znaleźć dla nich czas, zobowiązany jest przekładać jej sprawy nad sprawami innych i nigdy nie może rozczarować. A łatwiej nie stanąć na wysokości zadania w świecie wirtualnym, niż realnym. Zwłaszcza w przyjaźni. Nie utrzymuje się bowiem kontaktu tylko z jedną osobą, nawet wtedy, gdy ta w sieci jest najważniejsza. Dodatkowo na świat wirtualny ma wpływ realny i odwrotnie. Wnioski takiej osoby także są irracjonalne, sądzi ona bowiem, że już się ją nie lubi, bo nie wybrało się ją w danej chwili na swoją towarzyszkę w świecie wirtualnym. Jeśli wówczas nie przeprosi się, nie wytłumaczy jej, a często nie wymyśli się ad hoc dobrego powodu zaistniałej sytuacji, zgodzimy się tym samym na to, by myślała o naszej niechęci do naszej przyjaźni, może zwątpić w jakąkolwiek przyjaźń i obwiniać się lub przerzucić gniew na „raniącego” ją człowieka lub innych, ducha winnych ludzi. W życiu znanym od zarania dziejów, jeśli już zaistnieje podobny kłopot, można łatwiej wytłumaczyć i zrozumieć język niewerbalny. Przecież toż język ciała daje nam najwięcej do myślenia u drugiego człowieka. Nim zdradza nam więcej, niż słowami. Stukając w klawisze, jak dzięcioły w drzewa, jesteśmy pozbawieni pewnego oglądu. Nie pomagają buźki, które mogą ukazać jedynie nasze obecne emocje, jeśli w dodatku właściwie je się używa, a nie tuszuje przed kimś to, co się naprawdę czuje. A jaką mamy pewność, czy ktoś nie oszukuje nas, a co mówić, czy samego siebie? W internecie, by kogoś przekonać, należy najsampierw zdecydować się, co ma być sednem wypowiedzi, co jest dla przyjaciela przeznaczone, nie mówimy przecież o tym, co nasz rozmówca już wie i może mieć tego dosyć. Poza tym płynna wiadomość jest łatwiejsza w czytaniu i brzmi wiarygodniej. Wygląda to dla przyjaciela tak, jakbyśmy nie kombinowali na swoją korzyść, tylko pisali automatycznie to, co myślimy i czujemy. Wtedy to właśnie wystrzegamy się imiesłowów, dopełnienia zastępujemy prostszą formą, chaotyczne, złożone zwroty, które formułujemy w myślach, przekształcamy na zdania proste i ponadto sprawdzamy kombinacje słów, ciesząc się, jeśli brzmią przyjemnie i nie ranią. Im mniej sprawia przyjemności czytanie naszych uzasadnień, argumentów, tym tak samo mniej wiarygodna wydaje się relacja między ludźmi. Na nieszczęście, przekonał się o tym marketing i wykorzystuje to zjawisko dla ekonomicznego zysku.
W nowych przestworzach, aby być na topie i mieć przyjaciół, należy używać sloganów, które przyciągają ludzi. Krótkie hasła mają w sobie moc. Musimy tym sposobem szkicować obrazy, które chcemy przekazać czytającemu nasze wypociny potencjalnemu lub już przyjacielowi. Nie jesteśmy w porządku, gdyż nie do końca jesteśmy sobą, a jeśli właśnie to nas cechuje, to trudno tu mówić o dojrzałości. Tkwiący w umyśle osoby obraz po drugiej stronie monitora jest wart więcej, niż tysiące naszych słów. Najlepiej jeszcze, gdyby nasze skondensowane wiadomości miały rymy. Jak widać, rozwinięta technologia ma na celu osiąganie czegoś, chociażby przyjaźni. Ułatwienie, dostępność, szybkość prowadzi, przyznaję z ubolewaniem, do krótkotrwałości. Jeżeli chcemy tworzyć układy długotrwałe, nie efemeryczne, z pewnością niezbędny jest kontakt bezpośredni, gdyż nie jest ograniczony jedynie do jednego świata. Może być w dwóch wymiarach, dzięki czemu przyjaźń staje się magiczną. Technologia to sztuczna inteligencja ułatwiająca nam bycie wydajnym, natomiast kontakt wiąże się z ludzką inteligencją i byciem skutecznym. Kontakt buduje zaufanie, rozwiązuje konflikty, wpływa na korzyści, sprawia, że kazus toczy się tak, jak mniej więcej sobie założyliśmy, a bynajmniej nie tak, jak nie powinien. Decyzja w kwestii formy spotkania, czy odbywa się ono w starej rzeczywistości, czy ostatnio wymyślonej, zależy od samych zainteresowanych. Dlaczego ten wybór jest taki ważny? Chociażby dlatego, że od tego, gdzie się widzimy, zależy, jak bardzo kontakt ten spełni swoją funkcję.
Z tej przyczyny, moim skromnym zdaniem, internet może pomóc nam nawiązywać nowe znajomości lub podtrzymywać te poznane w realu, ale na pewno nie zapewnia nam naturalnych więzi. Jeśli nie poznamy swojego języka ciała, reakcji na różne sytuacje życiowe, których nie przekaże kamera wmontowana w monitor laptopa, to w istocie nie znamy siebie nawzajem wystarczająco, by nazwać się przyjaciółmi. Powiązania z innymi poprzez wynalazki techniki są jak przyprawy do już istniejących dań. Mogą pomagać tym, którzy musieli się rozstać na określony czas, wspomagać przyjaźń w działaniu, ale nie je zastępować. Jedynie wirtualna przyjaźń, jak sama nazwa sugeruje, jest iluzoryczna, niczym świat, w którym ma miejsce. Gdy odłączymy wtyczkę, zniknie. I choć pozostanie w naszych wspomnieniach, to chyba nie na tym winna kończyć się rola przyjaźni? Przyjazne kontakty to jeszcze nie przyjaźń. Zresztą prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. A co, jeśli z powodu ataku nagłej, nieprzewidzianej wcześniej nędzy, będziemy odcięci od Internetu? Czy wtedy ktoś z wirtualnych przyjaciół nam pomoże? Zapewne nie i prawdopodobnie uznają, że to nie była przyjaźń, skoro ich porzuciliśmy. Czy zatem ona faktycznie była prawdziwa, czy fałszywa, skoro zaczniemy mówić o niej w czasie przeszłym? Sami sobie odpowiedzmy na pytanie: Czy przyjaźń, miłość w sieci to prawda, czy fałsz?