Moim zdaniem pisarz trafił w dziesiątkę, nadając swojej książce taki tytuł. Można nawet się zastanawiać, co było pierwsze, czy on, czy treść, która pod nim się chowa.
Ojciec Pons zajmował się tym, co Noe. Ratował nie tylko religie, głównie żydowską, ale także młodych Żydów. Mimo że był chrześcijaninem, doceniał każdą wiarę i kulturę. Już po I wojnie światowej, gdy tylko narastał spór między państwami, zaczynał przechowywać to, co ich dotyczy. Przewidział, że Stalin zniszczy to, co najlepsze w duchu rosyjskim, zatem zajął się przechowywaniem informacji o ich dotychczasowych obyczajach. Jego arką była Żółta Willa, a dokładniej kaplica.
Niewątpliwie Joseph był dzieckiem ojca Ponsa – Noego, który uratował nie tylko istnienie żyjących podczas wojny Żydów, ale także ich potomków. W końcu wielu z nich nie narodziłoby się, gdyby nie przeżyli tamci chłopcy modlący się w kościele wioski Chemlay.