– Tato, niebo jest wspaniałe! – zawołał z euforii Olek.
– Czy ja wiem? Wolę barwę morską – odrzekł ojciec.
– Kochanie, wiedz, że tak, jak żegluga jest wspaniała, tak i latanie jest niezwykłe. – rzekła do męża matka zachwyconego chłopca.
– I tak, pod rękawem balonu znajdował się kosz z czterema pasażerami: ze mną, rodzicami i moim niesfornym bratem, Olkiem.
Dawniej to nasza mama była dzieckiem zabieranym przez rodzinę na podniebne eskapady. Teraz postanowiła nas zarazić takimi podróżami. Od początku byłem sceptyczny, ale nie miałem wyboru. Wiecie chyba, jak to jest z rodzicami. Jak sobie coś ubzdurają, to trudno ich przekonać do swoich racji. Na szczęście wziąłem aparat fotograficzny, starą dobrą lustrzankę, dzięki czemu się jeszcze nie nudzę. Muszę nawet przyznać, iż ładnie wygląda nasze miasto z lotu ptaka. Szkoda tylko, że matula uparła się, by zobaczyć z góry Malbork, gdyż jeszcze nie miała okazji znaleźć się nad tym miastem. Toteż ta powietrzna wycieczka nieco potrwa.
– Mamo! Kiedy ten Malbork?
– Jeszcze nie teraz, Janek.
– Żeś musiała wybrać to miasto! – rzekł tato.
– Najpiękniejsze są miasta, w których jest najmniej blokowisk, drapaczy chmur. A tam jest zamek! – dodał Olek.
– Właśnie – powiedziała matka i kontynuowała – piękne są małe kościółki i zabytkowe budynki. Takie grody są rajem dla oczu.
– Może od razu wrócimy się do Gniezna? – zapytałem z nutką sarkazmu.
– Nie ma potrzeby, era dawnej stolicy już minęła. W tej chwili to nie ta sama mieścina, co kiedyś – odrzekł ojciec.
Cudownie. Ojciec po stronie matki? Nie wolałby teraz sobie żeglować, zamiast się tu męczyć? Już nic z tego nie rozumiem – pomyślałem, po czym wziąłem się za dalsze pstrykanie zdjęć.
Po pewnym czasie tata zaczął opowiadać nam kawały i muszę przyznać, że atmosfera się polepszyła. Nagle Olek zaczął krzyczeć, iż pozostała mila morska do oczekiwanego, głównie przez naszą mamę, miasta.
– Rany! Ależ on to przeżywa – głośno myślałem, gdy nagle ojciec rzekł w moją stronę.
– Coś trzeba przeżywać. Chyba że wolisz być całkowicie wyzbyty emocji. Jak to jest z tobą?
– Emocje z takiego błahego powodu? – zdziwiłem się słowami tatulka.
– Nie wszystko, co dla ciebie błahe, dla innych jest równie mało istotne. Mama nie interesuje się żeglarstwem tylko balonami, a ja odwrotnie. Dotąd także wyczyny były dla mnie mało istotne…
– A już nie są? – zapytałem.
– Są nadal błahe… – w tym momencie spojrzała na niego matka, a on dalej mówił – Skoro jednak są ważne dla mamy, to czemu nie miałbym się i tym czasami zajmować?
– Po co robić coś, co dla mnie jest nieważne? – pytałem.
– Nieważne, a błahe to różnica, synu. Błahe to mało istotne, ale jednak w małym stopniu ważne. Jeśli jednak coś jest ważne dla osoby mi bliskiej, to staje się w większym stopniu istotne także dla mnie.
– To z takiej solidarności rodzinnej? – próbowałem zrozumieć.
– Tak. Z miłości do człowieka, którego się kocha czy lubi, nawet ze względu na więzi przyjacielskie i koleżeńskie. Bliską osobą może być przecież kumpel ze szkoły, prawda? – spojrzał na mnie.
– Tak. Szczególnie gdy utrzymuje się kontakt latami po ukończeniu edukacji – dodał Olek.
– Czego się wtrącasz? – zirytowałem się tym, że brat raczył nam przeszkodzić.
– Chciałem tylko coś powiedzieć, ale… – powstrzymał się przed powiedzeniem czegoś.
– Dokończ, coś chciał z siebie wydukać! – podejrzewałem, że chciał mnie obrazić.
– Nic takiego – odrzekł.
– Powiedz! – naciskałem.
– Dobrze!
– Słucham… – byłem już zniecierpliwiony.
– Kabel na miejsce – wyznał stanowczo Olek.
– Toś ty taki?! – zacząłem krzyczeć – Masz mnie za kabla? A kto naskarżył ojcu, że pobrudziłem ci bluzę. Kto?
– Myślę, że nie to miał na myśli Aleksander – wtrąciła się, dość spokojnym głosem, matka.
Ten jej stoicki spokój jeszcze mocniej mnie zdenerwował. Syn obraża drugiego jej syna, a mama nic sobie z tego nie robi. Czy to nie ma dla niej znaczenia? Ja im pokażę! – postanowiłem.
– Dobrze wiem, co miał na myśli. Nikt z nas żadnego kabla nie ma przy sobie, prawda? Tutaj telewizji nie pooglądamy ani nie popracujemy na komputerach! Mylę się?
– Dobrze, ale na pewno jesteś pewien, że to miał na myśli? – upewniała się matka.
– Nie rób ze mnie głupka! – krzyknąłem.
– Nikt z ciebie nie robi głupca – dodał tata.
– To może go tak ukarać? – zaproponowałem.
– Janku, kabel to żeglarska jednostka długości. Oznacza, iż zostało 185 metrów – wyjaśniła matula.
– Co? Jednostka? – nie dowierzałem, więc spojrzałem na ojca.
– Tak. To miara długości.
– Skąd mama… – i nie zdołałem dokończyć, bo przerwała mi mamcia.
– Skąd wiem? Gdy się z kimś jest i w jakimś stopniu podziela się jego hobby, to wie się więcej.
– A teraz róbmy zdjęcia. Jesteśmy nad Malborkiem – oświadczył Oluś.
Z dzisiejszej perspektywy wakacyjną podróż uznaję za jedną z najciekawszych, które dotychczas przeżyłem. Dzięki niej nauczyłem się cieszyć pięknymi widokami, wspólnie spędzonym czasem z rodziną, a do tego uprawianiem fotograficznego amatorstwa. Szkoda jednak, że aparat wyleciał mi z rąk podczas fotografowania Malborka. Rozbił się zapewne na chodniku między budynkami. Mam tylko nadzieję, że nie narobił zbyt wielu szkód i nikomu nie wylądował na głowie. W wieczornych informacjach nie było o tym żadnej wzmianki, więc i go za bombę, na moje szczęście, nie wzięli, inaczej mogłoby być nieciekawie. Poszukiwany Jaś terrorysta! – to by się koledzy z klasy zdziwili. Wtedy bym pisał, oczywiście zza krat, o wakacjach z antyterrorystami, a nie, przy moim nowym biurku, o spokojnym, familijnym wypoczynku spędzonym wśród chmur na błękitnym tle.