W jednej z polskich wsi narodził się chłopiec o imieniu Antek. Dwa lata spędził w kołysce, potem zajął się kołysaniem swojej młodszej siostrzyczki, następnie rozglądał się po świecie i nosił małą Rozalię. Gdy miał pięć lat, w nieudany sposób pasał świnie, za to zainteresował się wiatrakiem. Niestety, nikt nie miał czasu objaśniać mu, czym on jest.
To były zbyt proste sprawy, aby mieć do nich głowę. Pewnego razu samotnie powędrował do niego i tam wszystko objaśnił mu pastusi. Po powrocie zaczął strugać z patyków krzyż, a potem resztę wiatraczka. W dodatku obracał się, a chłopiec był z tego powodu kontent. Później robił wiele innych rzeczy: płoty, drabiny, studnie i chatki. Ludzie mieli go za przyszłego majstra lub gałgana, co było dla wiejskiej rodziny wstydem. Jego siostra podrosła i pilnowała bydła za niego, zwłaszcza gdy urodził się im brat. Następnie Rozalia, Wojtuś i Antek stracili ojca, którego przygniotło drzewo. Dziesięcioletni Antek miał tylko jedno marzenie: chciał stawiać wiatraki. Wówczas ośmioletnia siostra zachorowała i jej matka wraz ze znachorką – Grzegorzową wsadziły ją do pieca, by odpuściła dziewczynę choroba. Dopiero po trzech zdrowaśkach ją wyjęły, mimo że wcześniej, przy wkładaniu jej tam i podczas modlitw, zarówno ona, jak i Antuś prosili matkę, by przestały. Nic zatem dziwnego, że i choroba, i krzyki córki nagle ustały, skoro tak naprawdę już nie żyła. Trzeciego dnia odbył się pogrzeb. Antek stwierdził, że „musi tam być źle Rozalce, kiedy się tak poprawia…”. Myśl narodziła się podczas obserwowania trumny przy nierównej drodze, która nieco się pochyliła na bok.
Wdowa oddała syna do szkoły. Nauczycielowi trzy lata zajmowało nauczanie dzieci alfabetu. Szkoła wydawała się chłopcu porządna i to pomimo uszkodzonego pieca i drzwi. Niestety nieporozumienia z nauczycielem w sprawie literki „b” i napisu „dom” oraz brak pieniędzy na dalszą naukę przekreślił jego dalszą edukację.
Kum Andrzej znalazł dlań miejsce u kowala w sąsiedniej wiosce. Oczywiście bez wynagrodzenia i tylko na sześć lat. Ciężko było Antkowi opuszczać dom rodzinny, do którego bardzo był przywiązany. Przebudził się ze smutku, gdy poznał, na czym polega praca kowala. Nie przestał jednak myśleć o wiatrakach. Poza tym tymczasowy opiekun Antka już zadbał o to, by zbyt szybko nie nauczył się jego roboty, gdyż inaczej mogłaby powstać konkurencja. Ponadto miał stare, dobre kontakty ze Sołtysem, które powodowały jego nieobecność i potem długie trzeźwienie. Pod nieobecność kowala okucia podjął się Antek. Co prawda podkowa była nieco duża i nieforemna, ale udało mu się ją wykonać. Gdy zobaczył ją, po powrocie, kowal, nazwał go złodziejem fachu. Odsunął go od pracy w kuźni. Od tej pory Antek zajmował się wyłącznie gospodarstwem. Dlatego też uciekł od kowala do domu.
Zaczął tworzyć maszyny i rzeźby. Z wyjątkiem kozika posiadał wszystkie najistotniejsze narzędzia. Miał nawet klienta – szynkarza Mordko. Mimo że kupowano jego twory, nikt mu nie pomagał. Za to jego urok przyciągał kobiety. Mężczyźni zaś uważali, że wygląda tak, gdyż nie skalał się pracą. On jednak nie zwracał na nikogo uwagę, wolał pracować, robiąc to, co lubił.
Ślub wójta z już trzecią kobietą – bogatą cyganką spowodował napływ do wsi ważnych osobistości. Duże znaczenie w życiu chłopaka wywarło spotkanie wójtowej w kościele, która wydała mu się świętą. Oczywiście nikt nie przypuszczałby nawet, że mógłby z nią być, albowiem we wsi uznawano Antka za kogoś, kto zjada innym chleb. Mimo to zakochał się w niej i postanowił zrobić dla niej krzyż. Na wzór wziął zniszczony, znajdujący się na rozstaju dróg. W czasie tworzenia, wieś napotkała powódź. Najwięcej strat poniosła mama Antka. Przyszło jej oddać Wojtusia do pastucha. Za to jego starszy brat nie chciał pracować tak, jak chcieli tego inni, więc okazał się ciężarem dla matki. Przed pójściem w świat zdążył wykonać piękny krzyż, lecz nie miał odwagi pójść z nim do wójtowej. Odwlekał swój wyjazd. Zresztą był przywiązany także do domu rodzinnego. W końcu zmusił go do tego Andrzej. W ostatni dzień jego pobytu we wsi, w niedzielę, z początku nie widział wójtowej w kościele, w którym to wewnątrz siebie niemiłosiernie rozpaczał nad opuszczeniem tego, co sobie ukochał. Gdy ją jednak spostrzegł, nie był w stanie dać jej krzyżyk, więc zawiesił go na gwoździu wbitym w ścianę obok ławki. W ten sposób podarował go Bogu, a wraz z nim swoje uczucia i obawy. Wójtowa zauważyła chłopca, ale ten przez łzy nic nie widział.
Po powrocie do domu zjadł posiłek, po czym przyszedł moment rozstania. Matka wraz z Andrzejem odprowadzili go do wzgórza, otrzymał od niej jednego rubla i rady, jak go dobrze wydać. Kum jeszcze dodał, że Antek stworzony jest do życia w mieście, nie do wsi. Pomodlili się i pozwolili Antkowi udać się w świat. Wdowa z ubolewaniem rozstawała się ze swoim synem. On jednak szedł przed siebie. W końcu zmoczył go przelotny deszcz.
Czy odnalazł szansę dla siebie? Tego nie wiadomo. Jedyne, co jest pewne to fakt, że wieś, którą sobie tak ukochał, okazała się dlań ciasna. Marnotrawiła przez to jego talent. I właśnie to przyczyniło się do przymusu jej opuszczenia. Czynił to z wyjątkowym bólem serca. Najchętniej zostałby tutaj, by coś osiągnąć, ale tego nie chcieli jej mieszkańcy.
Na końcu narrator prosi nas – czytelników, byśmy pomogli takim ludziom jak Antek, gdyż złem jest marnowanie utalentowanych jednostek.