Pisarka nazwała zarówno sam utwór „Gloria victis”, jak i cały cykl nowel dotyczący czasów powstania styczniowego. Tytuł ten oznacza „Chwała zwyciężonym”. Z pewnością jednak nie miała na myśli tych, którzy się poddali. Mowa raczej o ludziach, którzy odznaczyli się męstwem, czynami na miarę bohatera, poświęcili się dla dobra kraju.
Pochodzące z Plauta słowa „vae victis!” (Pseudolus, 5, 2, 19) oznaczają tyle, co „biada zwyciężonym!”. Wiatr stworzony przez Elizę Orzeszkową pragnie oddać cześć pomordowanym i w pewnym sensie obalić powszechnie przyjętą opinię, iż tylko zwycięzcy mogą mieć rację. Wiek za wiekiem upływał pod znakiem walk dla sławy, chwały, rozgłosu. Autorka jednak zmienia pierwsze łacińskie słowo z wyrażenia starożytnego komediopisarza rzymskiego, ażeby ukazać, że porażka także potrafi być wygraną – chociażby w kwestii moralnej.
Poza tym okrzyk „gloria victis” uwzniośla sam zryw styczniowy i wyjaśnia jego klęskę. Tytuł dzieła tej wybitnej pisarki koi nasze polskie serca. Do tego sam Traugutt tłumaczy, dlaczego przegrana jest i wygraną: „Bo nic nie ginie. Z dziś zwyciężonych dla jutrzejszych zwycięzców powstają oręże i tarcze”.
To prawda, iż przyszli polscy wojownicy o niepodległość swojego państwa brali przykład z takich bohaterów jak Romuald. To dzięki nim możemy uczyć się kochać ojczyznę i jakich błędów nie powielać. Z pewnością takich odważnych ludzi nigdy nie jest za wiele. A jeśli wokół nas są tacy, należy brać z nich przykład. I tak też czyniono. Dzięki temu żyjemy w – tak niedoczekanej przez wielu naszych przodków – wolnej Polsce. Dziś wszyscy możemy krzyczeć: „Gloria victis!”.