„Mały Książę” to niezwykła przygoda nie tylko dla tytułowej postaci i lotnika, ale również czytelników. Poznajemy wspaniałą historię „małego człowieka” z innej, mniejszej od Ziemi, planety, na której nie odnajduje przyjaciela, a przynajmniej tak mu się wydaje. Poszukiwania przyjaźni i miłości, a raczej zrozumienia ich istoty, przyczyniły się do poznania świata dorosłych, czyli także ich samych. Niestety, w ciągu swojej wyprawy nie poznał zbyt wielu ludzi, którzy mogliby się z nim zaprzyjaźnić.
Na pierwszej odwiedzonej planecie panował Król, którego świat opierał się na czyimś poddaństwie. Interesowała go władza, chociaż zarządzał tylko tym, co i tak miałoby miejsce, przykładem stanowi chociażby zachód słońca i opinia jego samego „Należy wymagać tego, co można otrzymać. Autorytet opiera się na rozsądku”. Tak właśnie król czekał na warunki sprzyjające temu zjawisku, czyli i bez władcy, ono by miało miejsce. Nic dziwnego, że po tej wizycie chłopiec stwierdził, że „dorośli są bardzo dziwni”, skoro są tak egoistyczni, że nie widzą swoich błędów w rozumowaniu, za to stawiają wszystko na dystynkcję, własny prestiż.
Drugim odwiedzonym przez księcia światem był ten z numerem 326, którym rozporządzał Próżny. Gdy tylko zauważył gościa, pomyślał o nim, jak o jego wielbicielu. Domagał się pochlebstw i poklasku. „Uderzaj dłonią w dłoń” – poradził młodemu przybyszowi. Na początku mogło się to wydawać ciekawe, ale z czasem należy przyznać, że bawiło już tylko gospodarza. Dla niego uwielbianie polega na uznawaniu kogoś za najlepszego na planecie, nawet wtedy, gdy nikogo poza nim i głównym bohaterem nie było. Faktycznie, Mały Książę miał rację, uważając, że dorośli bywają śmieszni. Jak bowiem inaczej nazwać ludzi, którzy w ten sposób postępują?
Na następnej planecie swoje miejsce miał Pijak. Wizytacja ta była najkrótszą z wszystkich. Jak bowiem można rozmawiać z kimś, kto upija się, by nie wstydzić się, że pije? To przeczy wszelkiej logistyce. Można przecież zrezygnować z alkoholu i nie odczuwać zakłopotania. Gdy tak obserwuję niektórych ludzi w codziennym życiu, również mogę z łatwością stwierdzić, iż poniektórzy z nich bywają „naprawdę bardzo, bardzo śmieszni”, rzecz jasna na swoją niekorzyść.
Kolejny, smutny wniosek na temat starszych książę wywnioskował po wizycie u Bankiera, który był tak zajęty liczeniem, że nie miał czasu na rozmowę z nim, a co mówić o zaprzyjaźnieniu. Niepokojące jest to, że ludzie wolą dobra materialne niż żyć ze sobą. „Co ja z nimi robię? (…) Nic. Posiadam je” – to odpowiedź właściciela planety 328, który wybiera cyfry i majątek rezygnując z tego, co najlepsze, najistotniejsze w życiu. Należy tu jednak zaznaczyć, że poczucie posiadania jest złudne. Może nam się wydawać, że coś mamy, ale w rzeczywistości wcale tak nie jest. Przyszliśmy na świat goli, więc i tacy z niego odejdziemy. Dlatego też rozumowanie takich ludzi, niczym się nie różni od logiki alkoholików. Jedni i drudzy żyją w ułudzie. Dużo więc jest prawdy w powiedzeniu głównego bohatera „dorośli są jednak nadzwyczajni”.
Piątą zwiedzoną planetą dowodził Latarnik. Była tak mała, że ledwo pomieściła jego i latarnię uliczną. Rolą gospodarza było ciągłe jej włączanie i wyłączanie, a że dzień co chwilę zmieniała noc, a noc zaraz zamieniała się w dzień, Latarnik nie miał chwili wytchnienia. Praca jego nie miała sensu, a on jednak ciągle ją wykonywał. Faktycznie, to było niedorzeczne, choć nie tak, jak to, co robili władający poprzednimi planetami. Kiedy warunki na planecie uległy zmianie, jego funkcja także powinna być inna. On jednak, jak jakiś robot, oczekiwał nowych rozkazów. Nie był w stanie logicznie pomyśleć, inaczej zrezygnowałby z tego, co robi. Z drugiej strony nie był egoistą, bo myślał, by czynić nie tylko dla siebie. Dlatego właśnie Małemu Księciu nie wydał się on śmieszny, w końcu powiedział, że „nie zajmuje się tylko sobą”, a w rezultacie dodał jeszcze: Tylko ten człowiek mógłby być mim przyjacielem”. Na nieszczęście świat ten nie pomieściłby jeszcze jednej istoty żywej, zatem brak miejsca dla nich dwóch spowodował dalsze odkrywanie planet.
Szósta planeta była o wiele większa, a jej teren zamieszkiwał Starszy Pan, który był geografem. Może nie byłby kiepskim, gdyby interesował się własnym obszarem. Niestety liczył na badaczy, których nie miał. Zresztą uznał, że rzadko co jest efemeryczne w geografii, więc to, co już wie, powinno mu wystarczyć. Nie interesuje go bowiem to, co krótkotrwałe, nawet róże. Czyż tacy dorośli nie są powierzchowni i wykorzystujący innych ludzi?
Ostatnią planetą była, jak radził księciu Starszy Pan, błękitna planeta. Ziemia to duża planeta mająca wielu królów, geografów, pijaków, bankierów i innych pustych ludzi. A mimo to spotkał na niej przyjazne istoty żywe i przyjaciela – pilota. Wówczas zrozumiał, że nie wszyscy dorośli całkiem zapomnieli, jak młodymi byli. I mimo tego, że lwia część zbiorowości ludzkiej jest tak próżna i dziwna, że aż śmieszna, to zdarzają się w niej jednostki, które warte są przyjaźni i pochwał, których nie oczekują.
Gdyby porównać liczbę napotkanych przez „małego człowieka” śmiesznych i dziwnych dorosłych z liczbą tych, z którymi zdołał się zaprzyjaźnić, wynik otrzymalibyśmy przygnębiający. Naturalnie można się uprzeć i twierdzić inaczej. Chociażby uznać moją konstatację za tak dziwaczną, że aż ośmieszającą mnie. Niemniej jednak nie zmienię zdania. Myślę, że takie stwierdzenie bardziej uwłacza tych, których moja opinia dotyczy, niż moją osobę niemającą nic wspólnego z alkoholem, żądzą władzy i pieniądza czy potrzebą otrzymywania ciągłych komplementów. Czym bowiem jest suma o jednej, bliskiej zeru cyferce? Czyż nie świadczy o ich niepoważnym stosunku do tego, co nadrzędne? Czy dojrzali powinni się tak zachowywać? Co jest cenniejsze od człowieka? A co jest jeszcze ważniejsze od przyjaciela? Cieszę się, że moja osoba była w stanie zrozumieć tak wyjątkowe indywiduum, jakim był Mały Książę. Uważam, że jego osąd nad dorosłą ludzkością był jak najbardziej właściwy.