„Tylko życie poświęcone innym warte jest przeżycia”
Albert Einstein
Z gąszczu przeczytanych przeze mnie książek, niewiele mogę wybrać tych, które równie mocno utkwiły w mojej pamięci, jak „Mały Książę”. Miewam, że wszyscy z nas przeczytawszy multum publikacji, najbardziej pamięta te, które zaciekawiły, uczyły poprzez zabawę, a nawet wzruszały. Często też łatwiej zapamiętać coś, za sprawą fantastycznych aspektów. Akcje innych utworów już zdołaliśmy wymazać ze swojej pamięci, gdyż to nie dzięki tym książkom teraz zupełnie inaczej postrzegamy siebie i otoczenie.
Wiele osób zapamiętało historie opowiadane im we wczesnym dzieciństwie, nawet te czytane do snu, które przecież miały ich uśpić, a nie pobudzić do myślenia. Z czasem zauważyli, że co pewien czas wracają do nich myślami, powiem więcej, coś nimi kieruje, by znowu po nie sięgnąć, ponownie zapoznać się z ich treścią i na nowo wyciągnąć wnioski. Jeżeli nawet nowe konkluzje niczym się nie różnią od tych poprzednich, to przekonują się, że warto było po latach przeczytać znowuż wybrane przez nich dzieło i dowiedzieć się, czy dalej podążają we właściwym kierunku. Powracają wtenczas lata młodości, a tamten punkt widzenia wywraca do góry nogami ich dzisiejsze wyobrażenie o świecie, które zostało zniekształcone przez doświadczenia z innymi, poddanymi już wzorcom dorosłej rzeczywistości. Świadomie bądź nie, lektura wpływa na ich postawę i zachowanie. Myślę, że to dobra zmiana, o ile w wyłonionej pozycji literackiej człowiek dostrzega wartości.
Niemniej, także w mojej pamięci będzie tkwiło pewne dzieło i jest nim książka Saint-Exupéry’ego. Wprawdzie dopiero ostatnimi czasy przyszło mi się z nią zapoznać, ale nie przeszkadza mi to, aby śmiało wywnioskować, że jej treść nigdy już nie uleci z mej pamięci. Pozostanie we mnie, albowiem dzięki niej uległ zmianie mój zespół przekonań. Zaiste, dawniej, gdy rodzina czytała coś, moja osoba traktowała to z przymrużeniem oka. Jednakże lektura ta, choć poniektórym może wydawać się jedynie baśnią, jest czymś więcej, a na pewno została napisana dla szerszego grona czytelników, nie tylko dla dzieci. Przypuszczam, że nawet bardziej przewidział ją autor dla rodziców, niż dla ich pociech. Młodzi mogą ekscytować się jej przygodami, a starsi zastanawiać się nad tkwiącym w niej przekazem i nad sobą.
W końcu młodemu bohaterowi wystarczył rok, by zrozumieć, na czym polega przyjaźń i poznać złe strony bycia dorosłym. Nie wiem, czy w gruncie rzeczy powrócił do róży, czy tylko w wyobraźni, acz jeśli nawet tylko w myślach, to w pewnym sensie jego jestestwo ostatecznie znalazło się przy niej. Można zatem powiedzieć, że przyjaźń i miłość potrafi być silniejsza od śmierci, a przynajmniej od strachu przed jej nadejściem.
Postać powieści nauczyła mnie wiele. Dzięki niemu wiem, że o mały włos moja osoba straciłaby wiedzę na temat tego, co tak naprawdę jest najważniejsze w życiu. Najgorsze, że nie była świadoma tej zbliżającej się utraty. Zapodziać gdzieś swoją tożsamość – to nie dla mnie. Wiem jednak jedno, książę nie był jakimś tam małym bohaterem, tak jak jego wyobraźnia nie była tyci i nieznaczna. Autor także zdaje się, że był bogatym wewnętrznie człowiekiem, gdyż odważył się zagrać z adresatami swoich utworów w zabawę, do której niezbędna jest umiejętność twórcza, imaginacja. Z ubolewaniem należy jednak zaakcentować fakt, że pomimo słów samego poważanego przez dorosłych Alberta Einsteina, rodzicom i dziadkom brakuje fantazji. A przecież „wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy”. Z drugiej jednak strony zauważył, że „tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat oraz ludzka głupota”, choć w drugiej części swojej wypowiedzi zaznaczył, że co do tej pierwszej kwestii, można mieć jeszcze jakiekolwiek wątpliwości.
Piórem Antoine przekazał więcej, niż świat naszych opiekunów jest w stanie spostrzec i pojąć. Jak tego dokonał, będąc samemu już w nie tak młodym wieku, bo przecież przekroczył czterdzieści lat? Myślę, że odnalazłam jego receptę na ten sukces właśnie w jego dziele i zamierzam to wykorzystać w moim przyszłym, późniejszym już żywocie. Po części pewnie zostanę dzieckiem z zasadami. Czemu nie? Może i dorośli pozwalają sobie na poczynania łamiące reguły, które wpajają nam od dziecka, ale to nie oznacza, że muszę czynić tak samo, prawda?