Krystian E. Ryl
19 grudnia
W pierwszym liście dowiedziałem się, iż Oskar ma dziesięć lat i żaden z niego aniołek. Próbuje przekonać Boga albo może samego siebie, że pisanie nie jest dla dzieci. Wyjaśnia, że przebywa w szpitalu, w którym są zabawki i uśmiechnięci dorośli. Wspomina o Bekonie, który tak naprawdę ma na imię Yves. Wymienia też innych swoich kolegów: Einstein, Pop Corn mający 9 lat i ważący 98 kg. Próbuję sobie wyobrazić kogoś, kto ma tyle samo centymetrów wzrostu, co szerokości, ale wychodzi mi z tego kwadrat. Nie wiem, jak mógł mieć metr i 10 cm wzrostu oraz 110 cm szerokości, ale tak go opisał autor wiadomości kierowanej do chrześcijańskiego bóstwa.
Oskar nie wierzył ani w Boga, ani w św. Mikołaja. Zaczął pisać do Najwyższego, gdyż przekonała go do tego pani Róża. Wyłącznie z nią znalazł wspólny język. Reszta dorosłych wydawała mu się dziwna. Chciał wiedzieć czy umrze na raka. Dopiero ciocia Róża odważyła się wyznać Oskarowi, że jego operacja się nie powiodła.
Tego dnia Oskar od Stworzyciela chciał tylko wiedzieć czy umrze, czy wyzdrowieje. Rozśmieszyło mnie, gdy na końcu listu zauważył, że nie zna adresu Boga.
20 grudnia
Z drugiego listu wynika, że Oskar grał w szachy z Einsteinem, który ma taką ksywkę z powodu wody w głowie. Wtedy też Pop Corn zobaczył rodziców Oskara, acz ci nie spotkali się z synem tylko lekarzem, bo primo – nie była to niedziela, secundo – sami nie potrafili odnaleźć się w nowej sytuacji. Oskar zamknął się w szafce na szczotki. Radość sprawiały mu poszukiwania. Znalazła go dopiero sprzątaczka. Potem chciał rozmawiać tylko z ciocią Różą, która w końcu została sprowadzona przez prowadzącego go lekarza i od tej chwili miała do niego przychodzić każdego dnia. Przerażało ich jedynie to, że doktor przewidział tylko 12 dni ich spotkań. To oznaczało, że najprawdopodobniej tyle życia zostało temu młodemu człowiekowi. Tego dnia główny bohater zawarł z nią umowę. Jeden dzień to jak 10 lat dla chłopca.
Oskar prosił Króla Dobra o odwiedziny, chociażby w myślach.
21 grudnia
Podczas pisania trzeciego listu, chłopczyk miał już 12 lat. Zdążył doznać pierwszych problemów z powodu dziewczyn. Oznajmia w nim, że Bóg nie przyszedł i zachęca go do odwiedzin. Wspomina też o Peggy Blue, dziewczynie wyglądającej jak wróżka, która była miła i małomówna. Z powodu choroby krwi jej skóra była niebieskawa. Inaczej było z Sandrine, która, tak jak on, chorowała na białaczkę, aczkolwiek, w przeciwieństwie do tytułowej postaci, zdrowiała. Opisuje także pierwsze pocałunki, pierwej z Sandrine, którą przezywano Chinką, a potem z Peggy. Ta ostatnia bardzo mu się podobała. Otrzymał także prezent od rodziców – odtwarzacz płyt. Rozczarowany postępowaniem rodziców Oskar zamierzał się na nich zemścić. I tak też zrobił. Słuchał przez dwie godziny płyty „Dziadka do orzechów” zamiast pobyć z najbliższymi. Ukarał ich swoim milczeniem. Niepomiernie był z tego rad. Po wizytach poszedł do P. Blue z nowym podarunkiem i płytą z piosenką „Walec śnieżynek”. Peggy była bardzo zadowolona, a on obiecał chronić ją przed nocnymi duchami. Natomiast Pop Corn okazał się o nią zazdrosny.
I znowu rozśmieszyło mnie pytanie skierowane do Boga o Jego adres.
22 grudnia
Przeczytałem czwarty list Oskara i dowiedziałem się, że zbliżał się właśnie do trzydziestu lat. Opisywał on swoje małżeństwo z Peggy, które opiera się na obopólnych zwierzeniach i rozmowach. Wspomniał też, że to nie Peggy krzyczała w nocy przed zjawami, ale Bekon z powodu bólu, którego źródłem są jego poparzenia. Wcześniej niebieska dziewczyna myślała, że to wrzaski Oskara. Zrozumieli, że myśleli o sobie od dawna. Tak się zajęli rozmową, że zastał ich ranek. Pielęgniarki zaczęły krzyczeć, gdy zobaczyły ich leżących koło siebie w łóżku. Sytuację uratowała pani Róża. Chłopak czuł się coraz gorzej. Żartował sobie, że to z powodu nocnych pogaduszek. Pani Róża zabrała go do kaplicy. Oskar zdziwił się, gdy zobaczył stan przykutego do krzyża Boga. Po interlokucji z ciocią zrozumiał, że cierpienia fizycznego się nie wybiera, a duchowe już tak. Jezus nie cierpiał, jedynie jego ciało. Myśl o śmierci nie musi powodować bólu. Poznał też plusy wiary. Dzięki niej umiemy przeżyć największe bóle. Stwierdził nawet, że może uwierzy w Ojca Niebieskiego. Niestety, spał częściej, a to oznaczało, że jest gorzej. Później uznał, że nie boi się śmierci tylko utraty tego, co zna. Na końcu Peggy Blue, ciocia Róża i Oskar udali się na herbatę.
Pacjentowi zależało na dziewczynie. Prosił Pana Zastępów o udaną operację Peggy, a gdyby się tym Dobry Pasterz nie zajmował, to chciał, aby chociaż zadbał o spokój ducha dziewczyny.
23 grudnia
Gdy Oskar przeżywał trzydzieste lata, Peggy Blue była operowana. Wtenczas pojął, że w tym wieku ludzie się martwią i mają wiele obowiązków. Poznał smak dojrzałości. Tego dnia, w piątym liście, wyznał cioci Róży, że woli starszego, chorego pluszowego misia, niż nowego, którego przywiozła mu rodzina. Chętnie zaadoptował też panią Różę. Wspólnie przygotowali pokój Peggy, by, po powrocie z sali operacyjnej, zastała w nim czekoladki i kwiaty. Potem usnął. Po pobudce dowiedział się, że operacja niebieskawej dziewczyny się udała i odwiedził ją z ciocią Różą. Przy jej łóżku siedzieli jej rodzice, którzy go polubili. Stwierdził nawet, że miło mu było jednocześnie siedzieć przy żonie i teściach. Na chwilę odwiedził ich doktor i uświadomił, że niedługo straci kolor niebieski, ale Oskar widząc piękną jej mamę, nie przejmował się tym zbytnio.
Nie prosił Boga o nic, dał mu odpocząć.
24 grudnia
Wiek między 40. a 50. rokiem życia to czas popełniania błędów, a przynajmniej tak pisze Oskar. Przez Pop Corna wydał się jego dawny pocałunek z Chinką. Peggy stwierdziła, że to ich koniec. Zaprzyjaźniając się z Sandrine, zemściła się na nim. Wtedy pozwolił sobie na czas spędzony z Brigitte. Oczywiście Einstein to widział i opowiedział o tym P. Blue, po czym wszyscy uznali Oskara za dziwaka, który lata za dziewczynami.
W tym, już szóstym liście, prosił Boga Ojca, by w swoje narodziny – Boże Narodzenie zapanowała zgoda między nim i jego „żoną”. Czuł się bardzo smutny. Na koniec pyta się Boga, jaki chciałby prezent na urodziny.
25 grudnia
W siódmym liście bohater oznajmia, że rano pogodził się z Peggy Blue. Nadal jednak nie przepadał za rodzicami. Miał ich za głupich tchórzy. Nie chcąc się z nimi spotkać, organizował ucieczkę. Pomagali mu koledzy. Schował się w aucie pani Róży i podczas podróży usnął. Gdy się obudził i wysiadł, ujrzał śnieg. Zaczął czuć zimno, aż mu „zęby szczękały”. Z trudem pokonał drogę do jakiegoś domu. Podskoczył jeszcze do dzwonka i upadł. Tam znalazła go zdziwiona Róża. W jej domu odbyła się rozmowa o rodzicach. Zrozumiał, że boją się nie jego tylko choroby i…, że go kochają. A przede wszystkim pojął, że i oni kiedyś umrą, bez niego, a jedynie z myślami o nim. To, iż ktoś umiera pierwszy, nie daje mu praw do robienia wszystkiego, co chce. Potem już chętnie spędził dzień z rodziną u cioci Róży. Gdy ich przeprosił, było jak przed jego chorobą. Spał nawet w łóżku najstarszego syna cioci Róży – weterynarza. Według niej pogodzenie się z rodziną to dobry prezent urodzinowy dla Boga.
Prosił Go tylko o to, by rodzice i on sam już zostali tacy, jak w święta.
26 grudnia
Oskar w ósmym liście doświadczył, czym jest starość i kiepska kondycja. Chętnie wrócił do szpitala. Nie miał ochoty już uciekać. Figurka Matki Boskiej, którą dostał od cioci Róży, przypominała mu niebieską dziewczynę. Stwierdził, że i tak kiedyś Róża odziedziczy ją po nim i pamiątka rodzinna wróci do niej. Sama Peggy Blue nie widziała podobieństwa, ale za to spędzili ze sobą miłe chwile. Osłabiona jeździła na wózku inwalidzkim. Ona i Oskar czuli się jak staruszkowie. Trzymali się za ręce i przypominali sobie, co było wcześniej. Oskar osłabł, albowiem nawet pióro było dla niego za ciężkie. Dostrzegł, iż wszyscy podczas świąt się przejedli i pochorowali. Nawet jego lekarz Dusseldorf.
Prosił Wszechmogącego o odwiedziny.
27 grudnia
Dziś tytułowa kreacja miała między siedemdziesiątką a osiemdziesiątką. Oskar zajął się prezentem od Róży. To była roślinka z pustyni Sahara, której żywot trwa zaledwie jeden dzień. Rodzice zamieszkali u Róży, by mieć do niego bliżej. Okazało się także, iż Peggy Blue lubi słownik medyczny i szukała chorób, które mogą jeszcze ją spotkać. Oskara zaś interesowały słowa: „wiara”, „Bóg”, „życie” i „śmierć”. Takich haseł tam jednak nie było. Uznał więc, iż wyrazy te nie przedstawiają chorób. Od cioci dowiedział się o słowniku filozofii i o tym, że najciekawsze pytania są właśnie takie, bo nie ma na nie jednej odpowiedzi. Wytłumaczył doktorowi, że nie jest on Panem Bogiem i nie wszystko może zrobić. Radził mu, by wyluzował. Doktor pocałował chłopca, dziękując mu tym za to, co usłyszał.
Oskar i w dziewiątym liście zapraszał Pana Wszechrzeczy do siebie, a niby w niego nie wierzył.
28 grudnia
W dziesiątej wiadomości do Boga napisał o rozstaniu z Peggy Blue, która opuściła szpital. Czuł żal do Boga, iż jest już łysy, stary, zmęczony i w dodatku samotny.
Nie chciał pisać dłużej do Boga.
29 grudnia
Jedenasty list to podziękowania Oskara dla adresata za jego wizytę i moment, w którym się odbyła, czyli, gdy czuł się już bardzo źle. Miał 90 lat, gdy rankiem za oknem padał śnieg. Zrozumiał, że to Bóg czyni, że dzień wygrywa z nocą, a wiosna przegania zimę. To On tworzy wszystko. Pojął, że każdego dnia należy patrzeć na świat, jakby wcześniej się go nie widziało. Zaczął cenić życie, każdy oddech.
Prosił Stwórcę, by zrobił to też dla rodziców i Peggy Blue.
30 grudnia
W dwunastej wiadomości zaznaczał, że ma już tyle lat, co ciocia Róża, czyli sto. Coraz więcej czasu znajdował się w objęciach Morfeusza. Rodzicom oznajmił, iż najprzód przecenia się swoją egzystencję. Każdy unika tematu śmierci, jakby myślał, że będzie bytował wiecznie. Potem nie docenia życia, uznając je za krótkie. A na końcu widzi, iż żywot to nie prezent tylko pożyczka.
Tym razem prosił Przedwiecznego, aby zrozumieli to jego rodzice.
31 grudnia
Trzynasty list był bardzo krótki. Wynika z niego, że stracił siły i czuł zbliżającą się śmierć.
1 stycznia
Pani Róża napisała czternasty list do Pana Stworzenia, gdyż chłopiec już umarł. Stwierdza w nim, że wciąż będzie panią, ale już nigdy ciocią, bo nią była tylko dla Oskara. Zmarł dzisiaj rano, gdy ona i jego rodzice byli na kawie, więc odchodził w samotności. Zapewne mu na tym zależało. Dziękowała Miłosiernemu, że mogła poznać Oskara i być dla niego zabawna, a nawet wymyślać bajki i znać się na zapasach. Dzięki niemu była szczęśliwa i dalej wierzyła w Boga, gdyż ten mały chłopiec dał jej tyle miłości, że starczy na kolejne lata.
Wspomniała też o kartoniku na szafce z napisem: „Tylko Bóg ma prawo mnie obudzić”.