Ten dzień był wspaniałą możliwością do ukazania swojej pomysłowości i dowcipkowania. Obowiązkiem każdego było zorganizowanie coś na ten dzień. Do tego trzeba było niemałej inteligencji, sprytu i poczucia humoru.
Tak też czyniono wiele podstępem, choćby poprzez darowanie czegoś śmiesznego, bądź przesyłano wiadomości o treści, które kończyły się w ten sam sposób – uśmiechniętym obliczem.
W pewien sposób pierwszy dzień kwietnia był nagrodą za wytrwałość w czasie Wielkiego Postu. Dochodziło nawet do przygotowań dań, które miały w sobie coś nieprzewidywalnego.
I tak Prima aprilis przetrwało do dzisiaj, choć obecnie, najprawdopodobniej z lenistwa, nie przywiązujemy już do niego tak wielkiej wagi. A szkoda! Można byłoby sprawić tyle radości. Sam fakt, iż ktoś poczynił tyle starań, by rozweselić nas i siebie, jest godny podziwu.
Należy pamiętać, iż dzisiaj ludzie są zabiegani i nie wszyscy orientują się czy to już ten dzień. Inni zaś zapominają, co jest na początku czwartego miesiąca roku. Dzięki temu jest nam łatwiej od naszych przodków coś zorganizować i zaskoczyć dowcipem. Choć każdy wie, iż Prima aprilis to dzień, w który jak uwierzysz, to się pomylisz, to jednak nie zawsze orientujemy się w dniach kalendarzowych i zaskoczeni pytamy: „To już dzisiaj?”. Jeśli więc sami chcemy pamiętać, należy sobie zapisać w kalendarzu lub ustawić w telefonie komórkowym na miesiąc wcześniej przypomnienie i tak co drugi dzień. Inaczej nici z dyscypliny i przestrzegania tegoż święta.
Są pary, które tego dnia brały ślub. Wielu gości może wówczas nie przybyć na uroczystość, myśląc, iż to tylko zwyczajny kawał. Jeśli nie chcesz zbyt wielu ludzi na swoim ślubie, możesz wybrać 1 kwietnia. To naprawdę działa! Sprawdziło się to przynajmniej w przypadku moich rodziców, choć im akurat zależało na gościach, w 1972 roku. 13 tygodnia tamtego roku przybyli na ich ślub jeno świadkowie i szóstka najbliższych ludzi z rodziny. Bynajmniej nie bawiło się na weselu zbyt dużo osób.
werbalnik.pl