Akcja sceny, którą porusza temat niniejszej rozprawki, toczy się w okupowanej Norwegii. Willi Sonnenbruch to dość młody Niemiec, dawny student historii sztuki i wychowanek Hitlerjugend (oficjalnie: Hitler-Jugend). Nic więc dziwnego, że przejawiał zachowania młodzieży hitlerowskiej. Stając się wyśmienitym faszystą, w zadziwiającym tempie piął się po kolejnych szczeblach kariery w SS. To właśnie w Norwegii pełnił stanowisko oficera gestapo. Żarliwie badał wszelkie ślady norweskiego ruchu oporu. Tropienie to już wielokrotnie przyniosło mu niemałą sławę. Osobiście też brał czynny udział w zadawaniu tortur więźniów, chociażby Norwega – Hansa, który to wybrał śmierć od wyjawienia mu swoich towarzyszy wojennych.
Naszyjnik spełniał dla dwóch osób pewną, choć niepodobną rolę. To dzięki stosunkowi do tegoż cennego przedmiotu ujawniły się ich faktyczne usposobienia.
Pani Sorönsen wisiorek ten traktowała jak talizman rodzinny, który najbardziej potrzebny jest w czasach ciężkich dla rodziny. Dzięki opowiadaniom Mariki poznała pewne zapatrywania młodego Sonnenbrucha, a dotyczyły one cennej, starej biżuterii. Założyła więc swój naszyjnik, który była skłonna podarować oficerowi za jakąkolwiek informację o ukochanym dziecku. Oczywiście nie była na tyle śmiała, aby SS-manowi zaproponować łapówkę. Ta kobieta sama stanowiła taką delikatną kolię. Obawiała się również, że zbyt śmiałym postępowaniem mogłaby tylko pogorszyć sytuację syna. Zostało jej tylko podjęcie załganej gry, liczenie na jego odrobinę człowieczeństwa, którą rzekomo ma w sobie każda istota ludzka, nawet nazista.
Willi w okamgnieniu ocenił kobietę, uznając ją za kulturalną, acz jeszcze bardziej zafascynował się wartością biżuterii. Jej natomiast wydawało się prostodusznie, iż skoro jest młodym mężczyzną, to zrozumie miłość matki do także młodego syna. Myślała, że jeśli ofiaruje mu drogi łańcuszek, on da go komuś bliskiemu. Nie stanowił on przecież dla rozpaczającej matki żadnej wartości. Pragnęła jedynie normalnego życia dla jedynego, którego urodziła.
Faszysta jednak cynicznie oszukał panią Sorönsen, pozwolił jej bowiem wierzyć, że jej syn żyje. Zakpił z jej matczynej rozpaczy, rodzicielskiej miłości i rozpaczy, gdy rzekł, iż Hans „wymknął się im z rąk”. Oszukał więc dwukrotnie. Po pierwsze: udawał uczciwego, pomimo tego, kim był, a po drugie: okłamał byle otrzymać cenną rzecz.
Ten nazista podkreślał wyższość cywilizacji niemieckiej nad norweską. Tyle w nim tkwiło pychy i pogardy dla zniewolonych, że nie przyszło mu nawet na myśl przyrównanie jej uczuć do Hansa z miłością własnej matki doń. Jakby tego było mało, zaraz po zakończeniu wizyty, młody Niemiec raczył się śmiać z jej łatwowierności. Nie wyciągnął żadnych istotnych wniosków z przebytej rozmowy, a jedynie się nią ubawił. Radował się z drogocennego drobiazgu, zamierzał ofiarować go, jak przewidziała jego właścicielka, ukochanej osobie – matce, którą stawiał nad wszystkimi w rodzinie. Dlatego też mając taki podarunek, był z siebie bardzo zadowolony.
Naszyjnik w „Niemcach” Kruczkowskiego stanowi symbol macierzyńskich uczuć i bezkresnej miłości Norweżki do własnego dziecka. To wykładnik jej dobra i naiwnego pokładania nadziei w człowieka, wiara w to, że nawet hitlerowcy mają ludzkie odruchy i odczucia. Zachowanie gestapowca pełnego żądzy posiadania wydobywa na jaw jego wyrachowany, niemoralny, wręcz bestialski charakter. Ujawnia jego hitlerowską „zwierzęcość”, brak autorefleksji i empatii, samozakłamanie.
Reasumując, dzięki jednej, aczkolwiek cennej rzeczy, ukazały się pozory „niemieckiej etyki” i co za nimi w istocie się kryło: kłamstwo, łapówkarstwo, szydzenie z ludzi, którym się nie wiedzie. Własne uczucia do matki okazały się być w opozycji do reszty zachowań i działań. To nie tylko jest zdumiewające, ale także niebywale przykre dla ludzkości.