Staś Tarkowski wraz ze swoim ojcem – Władysławem to Polacy, którym traf odebrał możność cieszenia się z życia we własnej ojczyźnie. Powodem braku możliwości bycia wśród swoich rodaków był udział inżyniera Tarkowskiego w powstaniu styczniowym, czyli zbrojnym wystąpieniu Polaków, do którego doszło w 1863 roku, przeciwko Rosji, która to dawniej odebrała Polsce suwerenność.
Na początku ojciec Stasia został zesłany na Syberię – w bardzo zimne i nieprzyjemne dla człowieka miejsce. W końcu udało mu się stamtąd uciec. Za granicą ukończył studia, a kolejnym krokiem było dotarcie na Czarny Kontynent. W Afryce podjął się pracy przy pogłębianiu Kanału Sueskiego. Wbrew monumentalnej odległości między Tarkowskimi a ich ukochanym krajem, polscy bohaterowie nie zapomnieli o swoim pochodzeniu.
Władysław wykształcił w swoim synu, nasyconą należytym szacunkiem, niezwykłą miłość do ojczyzny. Dzięki temu Staś wiedział, iż jako Polak musi zawżdy postępować godnie i do końca trzymać się wierności ideałom, na których polegał. Jednym z tychże wzorów była wiara w Boga oraz odpowiedzialne przestrzeganie zasad etycznych. Stojąc przed Mahdim, odmówił przyjęcia wiary w Allacha, co oznacza, że ani nie skłamał (nie zamierzał udawać kogoś, kim nie jest) i to mimo grożącej mu wówczas śmierci, ani nie złamał reguł chrześcijaństwa.
O tym, jak wiele znaczyło dla młodego Polaka jego państwo, czytelnik mógł się przekonać, gdy natrafił na moment, w którym to baobab zamieszkiwany w czasie pory deszczowej otrzymał od niego miano dawnej stolicy naszego kraju. To właśnie dzięki nazwie „Kraków” drzewo to kojarzyło się chłopakowi z jego prawdziwym domem. Ponadto podczas podróży do Mombasy Staś po benedyktyńsku wykuwał polskie zdanie z pieśni Mazurka Dąbrowskiego „Jeszcze Polska nie zginęła…”, którą zresztą i dzisiaj znamy, gdyż jest ona hymnem Polski. Tak jak my śpiewamy te słowa dumnie i reprezentujemy nimi nasz kraj, tak Staś wykonał to samo, tylko kując w skale na obcym nam kontynencie.