Nie wiesz na jaki temat pisać lub jak napisać opowiadanie bądź chcesz zadać wychowankowi taką pracę, lecz boisz się, że przepisze z sieci? Zawsze pozostaje… rzucanie kostką. Możliwe jest stworzenie historyjki, która powiąże obrazki. Można też umieścić swoje obrazki/fotografie bądź samemu narysować rysunki na ścianach sześcianów (wtedy wybieramy wariant z pustymi kostkami), a potem nimi rzucić lub poprosić o to ucznia. Instrukcja gry wspomagającej tworzenie opowiadań poniżej.
Pliki PDF:
Zestaw nr 1
Zestaw nr 2
Puste kostki
Wybieramy jeden zestaw, np. Zestaw nr 1. Ma on 8 kostek na 4 kartkach A4. Drukujemy i składamy kostki, po czym nimi rzucamy. Oczywiście każdą z nich jeden raz, aby otrzymać 8 obrazków. Przykładowo po wyrzuceniu kostek otrzymaliśmy: lekarka, biurko, rozmowa, wiatr, ul, pies, torba, butelka wody na stole.
Następnie trzy z nich potraktujemy jak wstęp opowiadania (zielona czcionka), np. lekarka, ul pszczół, rozmowa. Ul to dom pszczół, więc można napisać tylko o pszczołach, ale w naszym przypadku użyto także słowa nawiązującego do budynku tych owadów (w liczbie mnogiej). Mówiąc o rozmowie, mamy na myśli wywiady, konsultacje, dysputy, dialogi, a także przemowy i monologi (przecież można rozmawiać z samym sobą, mówić pod nosem lub sobie coś powtarzać).
Z reszty stworzymy rozwinięcie: butelka wody, wiatr, pies, torba, biurko. Oprócz tych wyrazów pojawią się także inne rzeczowniki.
W zakończeniu opowiadania wyrażamy swoją myśl na temat nauk płynących z tegoż opowiadania (na niebiesko). Pamiętajmy, że najlepiej będzie, jak zakończenie będzie większe od wstępu.
Na koniec wymyślamy pasujący do treści tytuł pracy, który umieszczamy nad treścią tego, co stworzyliśmy.
Przykładowe opowiadanie:
„Nieproszony gość”
Powiadają, iż kilka dekad temu w łódzkim szpitalu pracowała lekarka imieniem Maria Kulińska. Zajmowała się ona dziećmi ugryzionymi przez zwierzęta i owady, w tym także przez pszczoły, które atakują coraz częściej, albowiem młodzi nierzadko rujnują im ule. Lubiła przeprowadzać wywiady z małymi pacjentami i nierzadko konsultowała się z kolegami po fachu.
Pewnego letniego dnia Maria opiekowała się chorym i odwodnionym chłopcem, gdy jak piorun z jasnego nieba zmógł się wiatr, który swoją siłą wyginał gałęzie drzew. Firmament został zasłonięty przez ciemne obłoki, które zwiastowały sporawe opady. Obserwując to zjawisko, nie zauważyła, kiedy to Michaś – tak miał na imię chory – wypił całą butelkę wody. Jej myśli krążyły wokół domu. Czy zamknęła lufcik? Czy zabezpieczyła doniczki na balkonie? Czy na pewno zdjęła kołdrę z obręczy?
– Wypite! – zawołał wesoło chłopczyk.
– Grzeczny pacjent – oznajmiła z uśmiechem, choć jeszcze martwiąc się o swoje mieszkanie.
Wychodząc z pokoju Michała, skierowała się ku swojemu gabinetowi, lecz niespodzianie usłyszała szczekanie.
– Toż to pies – rzekła do siebie.
– Hau! Hau! – zakomunikował czworonóg.
– To nie miejsce dla ciebie – stwierdziła łagodnym tonem i złapała psinę.
Uniosła psisko bez problemu, albowiem było ono małym kundelkiem niewiele większym od maltańczyka, po czym musiała pogodzić się z jego nadzwyczajną sympatią do niej. Obwąchiwał ją i próbował lizać, jakby prosił, aby wyświadczyła mu przysługę. Kobieta jednak nie zważała na widzimisię przybysza, gdyż za cel obrała wypuszczenie go na zewnątrz. Kiedy już miała przekroczyć próg budynku, nagle pojawiła się matka pacjentki, która przyszła po wypis i w podzięce za pieczę nad córką, chciała ofiarować doktor torebkę, którą sama wykonała.
To nieoczekiwane spotkanie sprawiło, iż niesforny psiak zeskoczył z ramion i popędził w stronę oddziału dziecięcego. Pani Kulińska podziękowała za podarunek i nie biorąc go ze sobą, mknęła za zwierzęciem. Mina maci wskazywała jej zaskoczenie, ale tego już nie zobaczyła obdarowywana, zabiegana pracowniczka miejskiego ośrodka zdrowia. Gonitwa doprowadziła uciekającą psinę i goniącą, zdyszaną damę do jej służbowego pokoju. Niestety, dokumenty medyczne zostały zrzucone z biurka i trzeba było poukładać je jak najszybciej. W trakcie porządkowania zbioru dotyczącego chorych psiątko uchyliło nosem drzwi i wymknęło się całkiem niepostrzeżenie. Po ukończeniu tej niewdzięcznej roboty zorientowała się, iż towarzysz opuścił pomieszczenie.
– Tego już za wiele! – ryknęła i zaczęła pośpiesznie chować papiery do szuflady.
Wybiegła ze swojego małego biura i wpadła z impetem w przechodzącego mężczyznę, tracąc przez to przytomność. Po jej odzyskaniu zrozumiała, iż przed nią stoi ojciec Michasia, który trzyma w rękach sprawcę ostatnich wydarzeń.
– Tato! Tato! Przyprowadziłeś Płotka? – krzyczał zdziwiony, ale też zaskoczony chory.
– Synu. Nie przyszedłem z nim. Musiał opuścić dom i udać się za mną – tłumaczył się, choć w żadnym razie nie czuł się winny tej sytuacji.
– Proszę go wyprowadzić. W szpitalu nie można trzymać zwierząt – oświadczyła pani doktor.
– Nie lubi pani psów? – zapytał chłopiec zgorszonym tonem.
– Lubię, ale tu są również ci, którzy są uczuleni na sierść i będą cierpieć, jeśli twój pupil zostanie tu dłużej.
– Już nas nie ma – ozwał się pan Marian i dodał do swojego dziecka – Przyjdę do ciebie później.
Chłopiec zdążył tylko pogłaskać Płotka i musiał wrócić do swojego pokoju, by umyć dłonie przed obiadem. Lekarka obserwowała chłopca i jego tęsknotę za czworonożnym przyjacielem. Widok ten nie dawał jej spokoju przez kolejne tygodnie. Ostatecznie w czasie urlopu odwiedziła schronisko i zaadoptowała potrzebujące miłości stworzenie, ale wybór padł na kota, który z pewnością nie chciał nikogo ślinić.
Historia ta uczy, że wszędzie możemy zetknąć się z pragnieniem pomocy, akceptacji i miłości. W sytuacji, w której już doświadczamy tych atrybutów życia, chcemy być przy ukochanym podmiocie. Uczucia nie są jedynie możliwe u ludzi, albowiem nawet zwierzęta przejawiają troskę i tęsknotę, a nade wszystko pozostają wierne swoim właścicielom. Przygarniając takiego kompana, uszczęśliwiamy i jego, i samych siebie, toteż głupotą pozostaje unikanie tego, chyba że brak nam warunków bądź mamy reakcję alergiczną. Czy jednak na pewno jest ona spowodowana sierścią, czy może jest to jedynie alergia na bliskość?