Przede wszystkim swoją osobowość i charakter człowiek istota ludzka kształtuje dzięki sobie i przyjętym normom. Aczkolwiek działalności innych nie są dla niego obojętne. Nierzadko uniemożliwia pełnienie własnej funkcji w społeczeństwie. To jest powszechne zjawisko mające miejsce także dzisiaj. Niby człowiek ma własną wolę, ale tylko do momentu, gdzie nie styka się z narzuceniem czyjejś. Przecież wszyscy chyba znamy przysłowie, które poucza: „Z jakim przestajesz, takim się stajesz”. Jaką rację mają ci, co się nim posługują. Można łatwo się przekonać czytając o dziejach i postępowaniach Pawła Obareckiego.
Za młodu, studiując medycynę, spotykał się w mieszkaniu kolegi – społecznika z innymi, którzy tak jak on, umiłowali sobie naukę pozytywistyczną i chcieli ją szerzyć w najodleglejszych zakątkach kraju. Wszyscy mieli w głowie zaledwie jedno – służenie społeczności i oświacie. Po otrzymaniu dyplomu ich drogi się rozeszły. Młody lekarz wybrał miasteczko o nazwie Obrzydłówek. Rozpoczął swoją misję z myślą o dokonaniu szczytnych celów, nie martwiąc się przy tym o problemach, na które może natrafić.
Wokół niezbyt dużego miasteczka znajdowały się pastwiska i pola. Życie toczyło się powolnie, wręcz monotonnie. Miejsce to zasiedlone było przeważnie przez ludzi prostych, których egzystencja odbywała się w warunkach nie do pomyślenia przez ówczesnych Warszawiaków. Zawierzali takim jednostkom jak: farmaceuta, felczer, ksiądz, sędzia, choć elita ta skierowana była jeno na wykwint i dobra materialne. Nie w jej interesie było zmieniać świat, nauczać ludzi o higienie, gdyż spadek zachorowań przyczyniłby się do rzadszego pobierania niezłych opłat za ich „pomoc”. To była zwarta gromada, której członkowie spotykali się nagminnie, często podczas zabaw. Ich sprawy znacznie odbiegały od kłopotów zwykłych ludzi. Zgranie przedstawiały jednakową postawę wobec reszty i samego życia. Nie zamierzali żyć godnie, czy zgodnie z prawdą, tylko wygodnie. Każdy, kto wchodził im w drogę, stawał się wrogiem, także Paweł Obarecki, który nie chciał godzić się z narzuconymi przez nich zasadami. Na nic zdały się wyjaśnienia, tłumaczenia młodego medyka na temat solennego podejście do pacjentów i uczenie ich nauki zdrowotnej.
„Wybrańcy” obserwowali ciężką pracę doktora i raz po raz bardziej odczuwali jej rezultaty. Dlatego też zadbali, by zaczęły go napotykać pewne przykrości. Nie poprzestali na wybijaniu mu szyb okiennych. Przemocą odciągali z jego posesji chorych. Na domiar tego zmyślali i rozprowadzali o nim fałszywe wieści, np. twierdzili, iż jego działania mają ścisły związek z siłami ciemnego księcia. Tymczasem wśród pobliskich intelektualistów rozgłosili o rzekomych brakach w wiedzy nowego lekarza.
Paweł funkcjonując wedle swoich wskazówek i pragnień tracił wiarę w ich sens. Uznał, że jednostka nie jest w stanie wygrać z większością. Zatem stwierdził, że jest zmuszony żyć jak inni. Nie zdołał więc zreformować miasteczka, wprost przeciwnie, to ono go zmieniło. Od tamtego czasu jego dewizą było: „dawajcie pieniądze i wynoście się!”. Jak widać, Obarecki stał się przeciwnością osoby, którą był za młodych lat. Obrzydłówek unicestwił w młodym to, co w nim najcenniejsze: entuzjazm, dobro i ofiarność. Zmusił go do przemiany w oportunistę, inaczej nikt nie zaakceptowałby go w nowym środowisku. Taki człowiek nie psuł im już szyków. Nie przyszło im nawet na myśl, że są mordercami wspaniałej osobowości, której nie dorastają do pięt.
Z uwagi na nieodwracalne, negatywne zmiany, które zaszły w Obareckim pod wpływem działań elity mieszkającej w Obrzydłówku, należy do niej podejść krytycznie. Niewątpliwie, to środowisko miasteczkowe z czystym sumieniem można oskarżyć o pejoratywne oddziaływanie na doktora i uniemożliwienie dokończenia tego, co zaczął. W wyniku czego winni są także nędzy panującej w Obrzydłówku, której już dawno by nie było, gdyby nie nieustannie prowadzony przez nich – „wybranych” proceder wyzyskiwania i oszukiwania tamtejszej ludności.