Menu Zamknij

Czy człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać”?

 

    „Człowieka można zniszczyć, ale nie można go pokonać” – właśnie ten zbiór wyrazów przeczytałam, późnym wieczorem, w opowiadaniu E. Hemingway’a pt. „Stary człowiek i morze”. Pamiętam to dobrze, gdyż zatrzymałam się przy nim na dłuższą chwilę. Słowa te dotyczyły oczywiście głównej postaci literackiej, czyli Santiago, który był rybakiem z zawodu. Właściwie wtedy męczył się z potężnym marlinem na szerokich wodach.

 

 

    Według mojego przeświadczenia, powstanie tytułowego zdania ma swoje umotywowanie w mojej argumentacji. Zresztą miewam, że każdy, kto raczył przeczytać tenże utwór, mógłby się zgodzić, że lektura ta zawiera jasne i klarowne schematy narzucone przez samego pisarza. Gdyby jednak podjąć się dokładniejszej, znacznie szczegółowej analizie, to atomizacja zdania ujawniłaby, że słowa zostały dobrane skrupulatnie i nie są tak niedorzeczne, jak mogłoby się to na początku wydawać. Skryba, kreując wiekowego rybaka, suponuje nam wizerunek wyczerpanej, umęczonej już życiem osoby, która mimo tego i wbrew społeczności miasteczka, naturze i samemu sobie pragnie udowodnić, że potrafi jeszcze dokonywać rzeczy niemożliwych. Bezspornie, założenia tej historyjki są tak jaskrawe, że nawet małolat, znając choć powierzchownie książkę, umiałby je przytoczyć. Wprawdzie spostrzegamy, że autor miał za cel udowodnić czytelnikom, metodą jak najbardziej dosadną, że choć istota ludzka jest kruchą fizycznie, to nic nie jest w stanie zapanować nad jej jestestwem. Myślę, że jakkolwiek na to spojrzymy, to widzimy, że mu się to dobrze udało.

 

    Pomijając analizowanie tekstu, warto bezpośrednio przejść do clou sprawy, czyli prezentacji dowodów na postawioną powyżej tezę. Po dość gruntownym wczytaniu się w konotację wysnuwam wyraźne konstatacje, a mianowicie pisarz nie minął się z powołaniem i ukazał bohatera jako dość silną osobowość, znacznie bardziej pod względem wytrzymałości ducha, niż sprawności cielesnej. Gwoli wykazania, że coś jeszcze może wykonać, podejmuje się walki z rybą, otoczeniem i ze swoimi słabościami. Wyniszcza go to wielce, a jednak staje się zwycięzcą, gdyż zabija makajra i unicestwia swoje słabostki.

 

    Pisarz nasuwa nam myśl, że bohater nie frasuje się ani głodem, ani pragnieniem, ani tym bardziej zmęczeniem. Myślę jednak, że to jest nieco przesadzone, gdyż każdy w jakimś stopniu dba o najbardziej podstawowe potrzeby. Tymczasem Santiago je pokonał, atoli to one miały nad nim hegemonię. Mimo tego pozbawił życia marlina. Zdawać by się mogło, że było to apogeum jego wyczerpującej batalii. Niefortunnie, realia okazały się inne, rybę bowiem pożarły rekiny. Porażka? A może jednak wygrana?

 

    Rozważając problematykę tego faktu, możemy orzec, że jest to wszak wygrana. Całej ekskursji przyświecał zamysł: muszę pokonać marlina. Natomiast zdaję sobie sprawę, iż nie jeden odbiorca może zinterpretować to jako: muszę wykazać przed ludźmi, że zabiłem rybę. A przecież nie o to chodzi. Zgodnie z prawem moralnym Santiago to zwycięzca, albowiem wypełnił swoje powinności, których podjął się jeszcze na lądzie, przede wszystkim zwalczył siebie i rybę, ponadto udowodnił, że swoje postanowienia i plany umie przekuć w czyn z godnością. Komplet gamy tych drobnych przeszkód, jakie zgotował mu los, to tylko błahe kawałki różnokolorowej ściany, które odpadały z powierzchni tego, co najważniejsze, symultanicznie nie dotykając wewnętrznego systemu, struktury. Spostrzeżony więc został fakt, że to nie powłoka, ale ta ukryta strona człowiecza jest mocniejsza. W istocie to ona zezwoliła zatraconemu, maluczkiemu człowiekowi przemóc się i zwyciężyć, w zamian za stratę tego, co efemeryczne.

 

 

    Według moich skromnych myśli człowieka można zniszczyć, ale przenigdy nie pokonać. Nie dokona tego ani czas, ani przestrzeń, ani inna istota ludzka. Jedynie, kto może tego dokonać, to on sam. Jak widać, w tym przypadku nie może być mowy o żadnej autodestrukcji. Zatem w badanym schemacie mamy do czynienia wyłącznie z tautologią.

Translate »