Menu Zamknij

Moje upalne dni

 

 

   Kanikuły to niewątpliwie czas upałów. Spędzamy je, iżby zaczerpnąć oddechu, który jest nam niezbędny do przetrwania kolejnego roku. Większość kojarzy je ze zbytkiem, nie zaś niedoborem. Niezależnie od tego, czy kogoś stać na luksusy, uważa on, iż ten wolny czas powinien być ich pełen. Mało kto myśli, że spędzanie go w trudnych warunkach jest czymś wspaniałym czy pożądanym. Choć poniektórym wydaje się to lepsze, niż zostanie tam, gdzie się tkwiło w trakcie roku szkolnego. Jak więc jest z tymi wakacjami?

 

 

   Grubo przed sezonem rodzice odwiedzili agencie turystyczne. Przynosili do domu broszury i podejmowali ze mną rozmowy. Reklamy te miały w sobie hasła, które zachęcały do wyjazdu do Chorwacji, Australii, Egiptu, Hiszpanii i wielu innych krain. Wszędzie miało być ustronnie, dziewiczo i zacisznie. Gdyby tak wierzyć tym zapewnieniom, to na kuli ziemskiej nie ma miejsca, chyba że mowa o zimnym kontynencie, w którym nie jest cudownie. Nigdzie nie ma skamlącej biedy, brudnych uliczek, zatłoczonych strzeżonych plaż czy zanieczyszczonego pojazdami i fabrykami powietrza. W dyskusji z opiekunami doszliśmy do wniosku, że skoro w tak oczywistych kwestiach agencje stosują propagandę marketingową, to tym bardziej nie powstrzymają się, gdy wskutek piramidy finansowej będą bankrutować. Chęć uniknięcia nieprzyjemnych wydarzeń prowadzących do rozczarowania i irytacji doprowadziła nas do jednego wniosku – lepiej zaplanować wakacje samemu. Tylko trzeba nasamprzód wiedzieć, jak mają one wyglądać.

 

   Narady trwały przez dobre dwa tygodnie. Poruszyliśmy w nich wiele ciekawych zagadnień. Mowa była choćby o tym, iż miejsce powinno być wyjątkowe, odróżniające się od innych. Czy jednak plaże tak różnią się od siebie? Czy lokale nie są w pewnym stopniu do siebie zbliżone? Czy w Las Vegas nie ma czasem idealniejszego „Nowego Jorku” od samego tego miasta w Stanach Zjednoczonych? Doszło do tego, że kopiując pewne miejsca, ludzie stworzyli je lepsze i można się pogubić, czy lepiej zwiedzać oryginał, czy nowszy model. Stwierdziliśmy, iż lepiej zrezygnować z obu wariantów, gdyż nie są to już niepowtarzalne przestrzenie.

 

   Czy zatem zostaliśmy skazani na dom? I co jest złego w takim spędzaniu czasu? Jeśli sami wyślemy swojej osobie informację, iż jesteśmy na wakacjach, może się to udać – żartowaliśmy. Z pewnością wszędzie jest dobrze, ale w domu najlepiej. Tylko że nie warto co roku spędzać wyjątkowego momentu w tych samych ścianach. Należy odwrócić bieg codzienności, ponieważ są to nadzwyczajne dni i tak powinny być spędzane.

 

   Po przeanalizowaniu tego, od czego chcemy odpocząć, wyszło nam, iż wolimy być aktywni. Wszyscy mieliśmy dosyć powszechnej nudy związanej ze staniem w korkach, sztucznego światła w marketach, łzawienia oczu związanego z przesiadywaniem przed komputerem czy telewizorem. W związku z tym najpierw polecieliśmy do Grecji, a potem popłynęliśmy na wyspę Eginę. Może i był tańszy sposób na odnalezienie siebie, chociażby mogliśmy zażywać lekcji tenisa w swoim mieście, jednakże woleliśmy udać się w całkiem nieznane nam rejony.

 

   Egina, którą można zapisać jeszcze jako Ejina lub Aigina, a nawet Aegina, to grecka wyspa. Okazała się blisko położona obszaru kontynentalnego Grecji, więc szybko można było się na nią dostać. A mimo tej bliskości zachowała swoją oryginalność. Przybyliśmy na nią wodolotem, co trwało z godzinę lekcyjną. Napływali tam nawet sami ateńczycy, którzy widocznie dostrzegli w niej możliwość wypoczywania po tygodniowej pracy.

 

   Z wyprawy tej utkwiła w mej pamięci malownicza góra. Oros to najwyższy szczyt okolicznych wysp. Przy tym i środkowy, i wschodni region Eginy to górzyste tereny. Zachód zaś to równina, na której znajduje się miasto o tej samej nazwie, jaką nadano wyspie. Niegdyś, w XIX wieku, było ono stolicą państwa greckiego. Nieistotne, iż trwało to jedynie dwa lata, tamtejsi są z tego bardzo dumni. Zobaczyłem tam parę dziewiętnastowiecznych budowli, które zbudowano za pierwszego prezydenta kraju. Nawiasem mówiąc, to właśnie w tym grodzie prowadził on swój żywot. Mieszkańcy mogą być dumni, iż to ta głowa niepodległej Grecji (Joannis Kapodistrias) była tak związana z tym terytorium.

 

   Przebywając na tej wysepce, nie obeszło się bez zwiedzania. Zajrzeliśmy do Muzeum Archeologicznego dokładnie godzinę przed jego zamknięciem, czyli o 14.00. To najstarsze muzeum tego państwa! Dodatkowo tuż obok starożytnego portu umiejscowiono nowoczesny, dzięki czemu można z łatwością sobie uświadomić, co ludzie dokonali przez ten czas.

 

   Podziwialiśmy świątynię poświęconą bogini Afai (zapisać ją można również jako świątynię Afea lub Aphaia).Widać z niej piękno panoramy Morza Egejskiego. Wspaniałe w niej są też dość małe kolumny oraz panująca wokół cisza.

 

   Po obejrzeniu ruin odwiedziliśmy starą, niewielką, dawniej opuszczoną miejscowość o nazwie Paleochora. To tam schronili się mieszkańcy, gdy ich miasto grabili piraci. Teraz przyjeżdża tam wielu turystów, którzy zahaczają o plażę, wędrują po wąskich alejkach, podziwiają wyrabianie sera. Jest tam wiele cerkwi, ale nie są one w najlepszym stanie. W Muzeum Akrites dowiedzieliśmy się nieco więcej na temat historii tego miejsca. A później pływaliśmy kajakami.

 

   Po zabawie z Perdika, czyli portu, popłynęliśmy na małą wysepkę Moni. To bezludne miejsce, w którym spędziliśmy całą dobę. Poczuliśmy się jak bohaterowie znanych programów dotyczących przetrwania w trudnych warunkach. Faktem jest jednak, że my mieliśmy zapas strawy, wody i odzieży, do tego śpiwory i namiot, a i ogień nie był dla nas żadnym kłopotem. Zapewne to złudzenie, ale kiełbaski z ogniska smakowały niebo lepiej od tych, które wcześniej miałem okazję spożywać.

 

   Rankiem przypłynął po nas rybak i zabrał na małą wyspę Angistri (niektórzy zapisują ją jako Agistri lub Agkistri). Kiedyś tereny jej zamieszkiwali Albańczycy, ale teraz jest tutaj więcej Niemców, którzy wykupili sobie domy, by z wysoka podziwiać zatrzymujące się w Skali (porcie) statki. Atrakcyjniejszym od tego portem jest Milos, tam jednak przypływają mniejsze łodzie.

 

   Z racji plaży na południowo-zachodnim wybrzeżu zatrzymaliśmy się w hotelu na trzy dni. To był spokojny, ale jak dla mnie uciążliwy moment wakacji, co tylko potwierdzało, iż leżenie plackiem na piasku nie jest dla mnie. Na moje szczęście nie byłem odosobniony i ostatniego dnia zdecydowaliśmy się powrócić do spacerów, a nawet zagraliśmy w piłkę nożną.

 

 

   Po powrocie postanowiliśmy, że w przyszłym sezonie udamy się promem na Cyklady, o których słyszeliśmy pochlebne opinie. Wszystkiego pewnie znowu nie uda nam się zwiedzić, ale kto powiedział, iż tak trzeba? W toku kanikuł piękne jest to, co nieprzewidywalne. Zaskoczenie, przygoda to jest to, o czym się marzy przez całe dziesięć miesięcy, siedząc w ławce szkolnej i wyobrażając sobie nietuzinkowe sceny w nieoklepanej scenerii. Mielibyśmy z tego zrezygnować? Nauczyłem się, że podczas wakacji wskazane jest niestandardowe podejście do wielu spraw i zapobieganie możliwym zagrożeniom. Inaczej nie zerwiemy z dniem powszednim. Jeśli nie zamierzamy przerwać pępowiny z tymi trywialnymi nawykami, wolimy leniuchować i słuchać muzyki, to równie dobrze możemy zostać tam, gdzie przebywamy przez resztę roku. Wtedy i szybciej znajdziemy się na wakacjach, i zapłacimy za nie taniej. Do nas zależy wybór.

 

Translate »