Syn ubogiej komornicy – pewnie matka wychowywała go sama – włosy miał jak śnieg, a kosmyki spadały mu na jasne wytrzeszczone oczka. To wiejskie, chude i cherlackie dziecię, które od narodzin było mizerne i opalone, a chodziło z „palcem w gębie, z wytrzeszczonymi zaklętymi oczyma” w koszulce przepasanej krajką i w słomianym kapeluszu. Brzuch miał chłopczyk zawżdy wydęty, policzki – zapadłe, natomiast oczy – „najczęściej łzami zalane”. Nie wolno pominąć jego „piersi, które wpadały mu coraz głębiej i głębiej”. Zimą Jankowi dokuczał niedosyt pożywienia i ciepła, co tylko pogarszało jego wygląd zewnętrzny. Co prawda po ukończeniu czwartego roku życia nieco polepszył się jego stan zdrowia, aczkolwiek nadal był cherlawy.