Menu Zamknij

Kategoria: Dowolne prace

„Moja awantura” – opowiadanie Kamelii Grater

 

 

 Zezwolenie autorki

na umieszczenie treści jej pracy

 

   Jechaliśmy z mamą i tatą na działkę niedaleko Chełmina. Podróż była długa i wyczerpująca. Przez ostatnie kilkanaście kilometrów trzykrotnie się pytałam, czy aby na pewno jesteśmy już blisko. Nigdy tam nie byłam, gdyż rodzice zakupili nieruchomość kilka tygodni wcześniej i sami odwiedzili to miejsce tylko dwa razy – przy oglądaniu i przy zakupie.

 

   Nagle moje zmęczone oczy ujrzały wyjątkowy widok. To maleńki pagórek, a na nim drewniany, piętrowy domek ze strychem. „To jest mansarda!” – krzyknęłam. Inni się tylko spojrzeli na mnie. Gryms i okiennice mi się podobały, fronton był oryginalny, ale zadawałam sobie pytanie: „Skoro to niepruski mur, to jak to coś przetrwało niejedną burzę?”. Obawiałabym się być tutaj sama w czasie takiej pogody. Po wejściu od razu rozległo się skrzypienie podłogi. Belkowania zabierały trochę miejsca, ale i tak było go sporo, jak na taki mały dom. Szybko obejrzeliśmy z Miksiem – moim pieskiem wszystkie pomieszczenia. Wszędzie panował zapach drzew. Nie trzeba stosować żadnych odświeżaczy powietrza – pomyślałam. Po chwili rodzice pokazali mi mój pokoik. Od razu rzucił mi się w oczy stary stolik, krzesło i obraz na ścianie. Ukazywał on brązowego konia o smutnym spojrzeniu. Usiadłam przy stole i wpatrywałam się w krajobraz widoczny przez małe okienko. Wszędzie widziałam zieleń, którą oświetlało słoneczne światło. Zamyśliłam się, gdyż naszło mnie wspomnienie ubiegłego lata. Prędko jednak powróciłam do siebie i zostawiając plecak, wyszłam i udałam się do kuchni, w której to roiło się od antycznych mebli i dawnego osprzętu.

 

Domek na pagórku

 

   Mama była zafascynowana domem. Nie mogła się doczekać wędkowania w pobliskim stawie. Niedługo po rozpakowaniu się i rozdaniu nam bułek na drugie śniadanie, poszli nad wodę, ja zaś zostałam, zapaliłam jedną ze świeczek znajdujących się w szafce kuchennej i wpatrywałam się w płomyk. Był środek dnia, ale zaciekawiło mnie to, jak niegdyś żyli ludzie. Nie było elektryczności, toteż i w tym domu brakowało takiej instalacji.

 

Jesienne rodzinne wyprawy

 

 

   Pierwsza sobota września zapowiadała się bardzo ciekawie, gdyż poprzedniego dnia rodzice zaproponowali nam wypad do lasu. Uwielbiamy zapach świeżego, leśnego powietrza, toteż nic dziwnego, że na naszych ustach pojawił się niepohamowany uśmiech. Mama z tatą lubują się w spacerach i nierzadko wybierają się na grzybobranie. Coroczne zajęcie nadzwyczaj nas pochłania i czekamy na nie do kolejnej jesieni. Po dłuższej rozmowie cała familia przyklasnęła pomysłowi i zaczęła przygotowywać się do podróży.

 

Jesienne trudy życia

 

 

   Zbliżał się nieunikniony październikowy zmierzch. Słota jesienna już od dłuższego czasu dawała się nam we znaki. Za oknami hulało wietrzysko, smutnie wtórując „kapuśniaczkowi”. W taką pogodę strach wyjrzeć przez okno, a co już mówić o spacerze z kolegami. Mogłoby to się zakończyć kaszlem, kichaniem i katarem, a że ja nie przepadam za chorobami, wolałem zająć się słuchaniem muzyki.

 

Moje upalne dni

 

 

   Kanikuły to niewątpliwie czas upałów. Spędzamy je, iżby zaczerpnąć oddechu, który jest nam niezbędny do przetrwania kolejnego roku. Większość kojarzy je ze zbytkiem, nie zaś niedoborem. Niezależnie od tego, czy kogoś stać na luksusy, uważa on, iż ten wolny czas powinien być ich pełen. Mało kto myśli, że spędzanie go w trudnych warunkach jest czymś wspaniałym czy pożądanym. Choć poniektórym wydaje się to lepsze, niż zostanie tam, gdzie się tkwiło w trakcie roku szkolnego. Jak więc jest z tymi wakacjami?

 

Jak to los zarządził moimi wakacjami

 

 

   W życiu każdego z nas przychodzi moment, który łatwo jest uznać za niespodziany. I nie mowa o śmierci, choć poniektórzy tak się jej obawiają, że asekurują finansowo swoich bliskich w towarzystwach ubezpieczeń. Co się tyczy mnie, muszę przyznać, że jak prawdziwe dziecko, nie zwykłem jeszczem zastanawiać się nad końcem własnego świata. Jedyne czym zaprzątałem sobie głowę to pragnieniem przeżycia niezwykłej przygody. Gdyby jednak ktoś podszedł do mnie w maju i oznajmił, iż przy końcu czerwca przejadę Czechy, Austrię, a następnie zwiedzę sporą część Italii, temu odrzekłbym bez namysłu:

– Pisuj sobie opowiadania podróżnicze, pisuj powieści fantastyczne, albowiem masz bujną wyobraźnię.

   W istocie prędzej przypuszczałbym, iż polecę samolotem do Wielkiej Brytanii, w której to mieszka paru znajomych mojej mamy bądź uwierzyłbym, iż zostanę w domu, niż w to, iż czeka mnie nieprzeciętna, niespodziewana wyprawa. A jednak mylić się jest rzeczą ludzką.

 

Jak zacząłem moją letnią przygodę z książkami?

 

 

   W porze wieczoru, nawiasem mówiąc jak zwykle, powitałem w moich progach szkolnego kamrata. Mieszkamy obaj niedaleko siebie, dokładniej dzieli nas kilka uliczek. Nikogo więc nie zdumiewało, iż widywaliśmy się nawet we wakacje. Niewątpliwie jest to wyższy ode mnie kolega, którego oczy przyciągają wiele naszych rówieśniczek zarówno w szkole, jak i poza nią. Mnie zaś, z uwagi, iż jesteśmy tej samej płci, pociągał w nim morowy wyraz twarzy czasem przegrywający z radosnym uśmiechem lub głębokim poruszeniem oraz nieśmiałość względem koleżanek. Wybijał się z gminu umiarkowanymi czynami. Nigdy bowiem, nie szalał na całość, ani też nie był sztywniakiem do samego końca.

 

Obecna sytuacja europejska przejawem niespełnionych oczekiwań

 

 

   Od pewnego czasu panuje nieciekawa sytuacja we wschodniej części naszego kontynentu. Zastanawiałam się, co może być powodem, wręcz podłożem niewłaściwego zachowania ludzi u władzy, które przyczyniają się do pasywności lub napaści na swoich bądź obywateli innych krain. Cui bono?

 

   Czym kierują się rządzący w podejmowaniu działań? Z pewnością chcą jak najlepiej wypaść przed wyborcami, swoimi rodakami. Aby tak się stało, ludzie muszą być szczęśliwi. Co jednak dzieje się, gdy tak nie jest? Wiadomo, że każdy ma pragnienia, do czegoś dąży, chce coś osiągnąć w swoim krótkim żywocie. Przecież podług adleryzmu dążenie do sukcesu pobudza człowieka do aktywności. Zrealizowane marzenia wzbudzają w człowieku zadowolenie, nieziszczone zaś – frustrację, rozczarowanie. Te drugie prowadzą do gniewu i agresji, a gniewne społeczeństwo winą obarczy – co zrozumiałe – przede wszystkim rządzących.

 

Mój powszechny dzień

 

 

   Wchodzenie do pojazdu komunikacji miejskiej jest jak wkroczenie do bram piekielnych. W domu mogę przewidzieć kogo spotkam w przedpokoju czy kuchni. Tu jednak panuje nastrój grozy. Nigdy nie wiem, czy będzie kilku pasażerów, czy może pełno ludzi stłoczonych ze sobą i szukających świeżego powietrza. Rzadko się zdarza, bym znał innego podróżującego ze mną, acz od czasu do czasu ma to miejsce. Słychać jednak zgiełk tych, którzy nie są sobie obcy. Inni pospiesznie wysiadają i wsiadają na przystankach, zapominając o domowym wspaniałym zaciszu.

 

Translate »